W Małym słowniku języka polskiego pod hasłem
‘zgorzknieć’ widnieje, iż między innymi oznacza to: wpaść w apatię,
zniechęcenie, nieustanny zły humor. Jeżeli zaś chodzi o drugi człon tytułu,
który taktownie przemilczę, to zdecydowanie potęguje on jeszcze znaczenie
pierwszego. Nie będę wnikać, czy to mało subtelne zatytułowanie powieści ma na
celu przyciągnięcie uwagi, zszokowanie, czy jest to coś w rodzaju
wykrzyknienia, wzmocnienia wrażenia… Tytuł, jaki jest, każdy widzi, a cóż kryje
wnętrze…?
Debiutancka powieść Marii Sveland (autorki programów dla
szwedzkiego radia i telewizji) to wielowątkowa rozprawa o roli kobiety we
współczesnym świecie. Autorka stawia pytania o równouprawnienie – w pracy, w
związku, w życiu codziennym, o wizerunek matki, nastolatki, małej dziewczynki i
o rodzicielstwo (może nawet w głównej mierze).
Bohaterką rzeczonej powieści jest Sara. Trzydziestoletnia
matka i żona. Kobieta, która właściwie sama nie wie, czego oczekuje od siebie i
innych. Jest rozgoryczona i pełna sprzeczności. W trakcie tygodniowej wyprawy
na Teneryfę snuje swobodne rozważania o teraźniejszości i przeszłości, kiedy to
była jeszcze małą dziewczynką, a jej dom odbiegał od ideału. Poznajemy także
Sarę nastolatkę i jej pierwsze zauroczenia oraz Sarę doświadczoną kobietę, dla
której miłość jest mitem.
Wbrew pozorom (jeżeli spojrzeć na tytuł) książka Sveland nie
jest ani wulgarna ani przepełniona goryczą. Chociaż zabawna też nie jest. Czyta
się ją jak zbiór ciekawych spostrzeżeń na temat wizerunku szwedzkiej kobiety i
kobiety w ogóle. Autorka przytacza całą masę przykładów na to, że kobiety, choć
wiele już wywalczyły na przestrzeni lat, to ciągle wchodzą w rolę, jaka jest im
odwiecznie przypisana. Czyli nuta feministyczna gdzieś się tu przewija.
Całość ma bardzo przystępną formę. Język lektury nie sili
się na naukową rozprawę, dlatego też ów lekturę czyta się dobrze. Autorka nie
miesza ze sobą faktów, jest przejrzyście i z sensem. I choć tempo akcji nie
jest zawrotne, to nie ma tu miejsca na nudę. Z ciekawością przewraca się
kolejne strony, by przekonać się, dokąd to wszystko zmierza.
Dane o książce: Sveland Maria, Zgorzkniała pizda,
Wydawnictwo Czarna Owca 2013, s. 264.
Mnie zniechęcił tytuł, jest nacechowany bardzo negatywnie. Mojej ciekawości nie wzbudził, a co więcej odepchnął od niezłej fabuły (jak widzę).
OdpowiedzUsuńTytuł jest okropny. Az wstyd taką książkę wziąć do ręki i pokazać się w tłumie. Naprawdę zrobili krzywdę dając jej tak wulgarne znaczenie.
OdpowiedzUsuńA mnie tytuł rozbawił ;) A tematyka ciekawa, więc chętnie sięgnę po książkę.
OdpowiedzUsuńKontrowersyjny tytuł dla jednych będzie bodźcem do sięgnięcia po tę książkę, innych będzie odpychał. Ale na pewno przykuwa uwagę, a chyba o to każdemu autorowi chodzi. Sama treść wydaje się ciekawa, chętnie bym się z nią zapoznała.
OdpowiedzUsuńBez względu na to, co ten tytuł miał na celu, przyznać trzeba, że jest on okropny!!! Zgadzam się z którąś z przedmówczyń, że aż wstyd byłoby czytać tę książkę choćby w autobusie. Dla wielu to wulgarne słowo może być wabikiem, ale myślę że drugie tyle osób ono odstraszy. A szkoda, bo wewnątrz książka wydaje się być całkiem interesująca.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę w autobusie i odbyło się bez ekscesów 8)
UsuńMoże pasażerowie nie doczytali się tytułu... 8))
Tytuł skutecznie zniechęca mnie do przeczytania! :) Wiem, że jego celem jest przyciągnięcie uwagi, ale jednak książka powinna być tak dobra, żeby nie musieć uciekać się do takich "podstępów" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Tak to już u nas jest, że coś co się nazywa inaczej niż „Kwiatki Dorotki” z góry jest poniżej krytyki. Gdzieś już mi się obiło, że w Niemczech książka została wydana pod tytułem „Bitterfotze” (bitter – gorzki, fotze – wulg. pizda) i wielkiej sensacji nie było. A mówi się: nie oceniaj książki po okładce...
OdpowiedzUsuńW ODPOWIEDZI NA KOMENTARZE
OdpowiedzUsuńJak już napisałam w recenzji: tytuł, jaki jest, każdy widzi, samo zaś wnętrze nie jest wulgarne. Może faktycznie taka publikacja straci wielu potencjalnych czytelników, którzy nie godzą się na taką formę wyrazu... Choć z drugiej strony na to patrząc, wiele jest książek mocno wulgarnych, skrytych pod delikatnym tytułem i ludzie się w nich zaczytują. Mnie osobiście jakoś szczególnie nie zastanowiła sama nazwa (nie wzbudziła we mnie żadnych negatywnych emocji, nie roztrząsałam jej), sięgnęłam po tę książkę bo zaciekawił mnie jej opis. Ale jak widzę na różnych forach i blogach, na razie najwięcej emocji wzbudza sam tytuł. Może i o to chodziło, kto to wie… 8))
Chyba jednak nie będę się za nią brać. ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Przymykam oko na tytuł i ryzykuję ze względu na treść ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tytuł, zaczęłam czytać recenzję, po czym nastąpił u mnie sekundowy szok i jeszcze raz przeczytałam tytuł. Hm.. no tak, jest kontrowersyjny przez swoją wulgarność. Niektóre książki mimo oryginalnych wulgarnych tytułów miały tytuły grzeczniejsze, a tu jednak nie zastosowano takiej opcji. Tematycznie książka jest bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńA ja na książkę mam ochotę i to nie ze względu na tytuł a właśnie na poruszaną tematykę. Mam nadzieję, że wpadnie mi w łapki:)
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciw takiemu tytułowi. Treść jest ciekawa, więc będę miała tę książkę na uwadze!
OdpowiedzUsuńMocny tytuł, ale przyciąga czytelnika i oto chyba chodzi :) Tematyka książki ciekawa. Zachęciłaś mnie:) Pozdrawiam i dodaję do obserwowanych :)
OdpowiedzUsuń