False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

27 lip 2011

- RIO BAR - Ivana Sajko -

Ivana Sajko podjęła się napisania powieści o wojnie, a dokładnie o walkach Chorwatów w 1995 roku. Głos w swojej debiutanckiej prozie oddała kobietom. To właśnie płeć piękną osadziła w realiach okrucieństwa i zbrodni. Jej bohaterki nie są potulne i grzeczne – to matki, żony i kochanki z ust których wypływają bluźnierstwa, pełne goryczy wyrzuty, inwektywy… Wszystkie głośno krzyczą o tym, co im leży na duszy, o stracie najbliższych, przyjaciół, sąsiadów, o własnym nieszczęściu i niesprawiedliwości losu. Tłem do ich lamentów jest bar w pewnej nadmorskiej miejscowości. To w nim mieszają się monologi pań, które przeżyły wojnę i uczą się powrotu do normalności. Jednak nie jest to proste zadanie, kiedy widma walk, bombardowania i strzałów wciąż tkwią w głowie… 

Jak sama tematyka wskazuje „Rio Bar” nie jest powieścią łatwą i przyjemną. Nie jest też powieścią prostą w odbiorze. Fikcja literacka przeplata się tutaj z odsyłaczami, które w sposób słownikowy przekazują prawdę o minionych wydarzeniach. Zaś monologi kobiet są tak wymieszane, że trudno jednoznacznie określić, czy przemawia do nas głos kliku bohaterek, czy jednej…

„Rio Bar” oceniłabym jako książkę dość nierówną. Jedne jej fragmenty są jasne i ciekawe, inne zaś jawią się niczym narratorski bałagan. W tym drugim przypadku chyba tylko sama autorka wie, co chciała przekazać… Trudno jest spośród tego morza przekleństw, wrzasków i nieodgadnionych dialogów wyciągnąć jakiś głębszy sens. Gdybym nie wiedziała, że książka traktuje o wojnie w sposób metaforyczny, wolny od reguł, to powiedziałabym, że jest ona o wszystkim i o niczym.

Czytałam już wiele dzieł o tematyce wojennej, takich, które potrafiły wzruszyć i poruszyć. Powieść Ivany Sajko w żaden sposób mnie nie wzruszyła, a poruszyła (w negatywnym sensie) co najwyżej mnogością wulgaryzmów. Jeżeli autorka chciała się twórczo wyżyć –„wymknąć modelom i przymusom”, to z pewnością jej się to udało. Docenili to jej rodacy uznając „Rio Bar” za najlepszą chorwacką powieść 2006 roku. Mnie niestety ten literacki debiut nie przypadł do gustu. Za dużo było w książce osobliwej przenośni, a za mało faktów –wszak przypisy to nie wszystko. Można by rzec, że poległam jako odbiorca tej historii. 

Ja rozumiem, że czas wojny, to nie czas sielanki i zabaw, piękna i anielskości, ale można ten czas przedstawić w taki sposób, że chwyta on za serce, że skłania do refleksji i pozostaje na długo w pamięci. Niekoniecznie trzeba wojnę ubierać w krzyk, ból, podłość, śmierć, złość, gniew – ona już to wszystko w sobie ma, zatem sztuką jest pokazać coś ponad to, coś ponad wszechobecne zniszczenie i upadek człowieka. Ja tego „czegoś” nie odnalazłam w „Rio Barze”, ale może innym się to uda…

Moja ocena: 3/6
Dane o książce: Ivana Sajko, Rio Bar, W.A.B. 2011, s. 160.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu W.A.B. -

22 lip 2011

Lodowa pani - Sally Prue

Nie słyszałeś o lodowej pani…? Możesz się na nią natknąć w czasie wspinaczki po drzewach. Jak ją poznasz? Opanuje cię przenikliwy chłód. Jeżeli uda ci się ją zobaczyć, dostrzeżesz długie białe włosy i wątłej budowy bladego upiora. Wszak nie musisz się obawiać, ponoć w dzisiejszych czasach wróżki, elfy i inne stwory już nie istnieją, a jak było w roku 1939…? 

Do Anglii wraz z rodzicami przyjeżdża młody berlińczyk – Franz. Nowy kraj jest dla niego obcy i nieznany, chłopiec nie rozumie dlaczego każe się mu mieszkać w tej deszczowej krainie. Opiekunowie niczego mu nie tłumaczą. Dziecięcy świat Franza i świat dorosłych wzajemnie się mijają. Jedyną ucieczką i radością dziecka stają się wędrówki na pobliskie błonia, gdzie z zafascynowaniem obserwuje przyrodę. Nie ma jednak pojęcia, że od pewnego czasu ktoś i jego obserwuje równie uważnie… A łąki i las kryją świat, o istnieniu którego nikt nie wie i w istnienie którego nikt by nie uwierzył. To tam Franz spotka Edrin. Dziką, wygłodniałą, niezwykle szybką i nieufną. Czego będzie od niego chciała, kim jest i czy okaże się jego zgubą, czy może ratunkiem, dowiecie się sięgając po powieść brytyjskiej pisarki, która swoją twórczością zaczarowała już niejednego czytelnika.  

W tej niewielkiej objętościowo książce mieści się wiele ważnych treści. Niektóre z nich są ukryte pod iście baśniową i tajemniczą otoczką. Poruszane przez autorkę kwestie wypływają ze stron powieści w odpowiednim czasie. Wszystko po to, by rozbudzić czytelniczy apetyt. Ta bajkowa łamigłówka z chwili na chwilę coraz bardziej się wyjaśnia. Niepostrzeżenie zauważamy, o co tak naprawdę chodzi… Zręcznie to zostało pomyślane, że opowieść o krainie elfów skrywa w sobie okrutną prawdę o wojnie, odmienności, odwiecznej walce o przetrwanie i dobry byt, o zwierzęcej naturze człowieka, o miłości i więzach łączących ludzi, o samotności i izolacji osób innych, a także o dorastaniu, albo przede wszystkim o tym… Pani Prue stawia pytania –jak dobrze wybrać życiową drogę, po której stronie się opowiedzieć, w co wierzyć, za kim iść by przetrwać i wreszcie jakim być, by żyć godnie. A wszystko to w niezwykle barwnej historii, od której trudno się oderwać. 

Muszę przyznać, iż początkowo sceptycznie podchodziłam do przedstawionego w książce świata. Dopiero gdy spojrzałam na ów świat inaczej, potrafiłam docenić jego istotę. Przybliżę nieco ten fantastyczny obraz… Mama i tata głównego bohatera nazywani są Wiewiórką i Wilkiem, ludzie to demony, a dziwne stwory zamieszkujące błonia to Plemię. Wszyscy mają swoje reguły według których postępują. Plemię nie znosi demonów, a jego członkowie gotowi są zabić nawet najbliższych dla kawałka mięsa. Członkowie Plemienia są także zimni i okrutni. Ale ludzie wcale nie są lepsi, mimo iż bije od nich ciepło, skłonni są do równie mrocznych czynów… A może Plemię i demony jednak więcej łączy niż dzieli? Może ta baśniowa kraina, to ni mniej, ni więcej, jak zakamuflowany kawałek rzeczywistego świata? 

By znaleźć odpowiedź na te pytania, warto się wybrać wraz z „Lodową Panią” w poetycką podróż. Bez względu na to, czy jest się czytelnikiem młodym czy starszym. Wszak z baśniowych opowieści nigdy się nie wyrasta.

Moja ocena: 4+/6
Dane o książce: Sally Prue, Lodowa Pani, Wydawnictwo TELBIT 2011, s. 208.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu TELBIT -

14 lip 2011

Napoleon i Maria Walewska - miłość czy polityka?

PANI WALEWSKA to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii naszego narodu. Przez jednych uważana za ofiarę wielkiej polityki, spiskowania możnych panów, przez innych określana mianem niewiernej żony, kochanki, metresy, która jedynie dla własnych korzyści opuściła męża. Patriotka oddana sprawie polskiej, czy zakochana młódka łasa na bogactwo i zaszczyty… - jaka naprawdę była Maria Walewska? O stworzenie bardzo przekonującego obrazu jej życia pokusił się Wacław Gąsiorowski. Przy pisaniu powieści posłużył się całym zestawem materiałów historycznych: pamiętników, wspomnień, monografii dotyczących pani Walewskiej, Napoleona i dziejów Księstwa Warszawskiego. Co z tego wyszło, postaram się przedłożyć poniżej.

Maria z Łączyńskich prowadziła spokojny żywot polskiej szlachcianki. Jako żona blisko pół wieku starszego szambelana Anastazego Walewskiego żyła z dala od dworskich uciech. Do czasu. Wszystko zmienia jedno wydarzenie – spotkanie z Napoleonem Bonaparte. Cesarz Francuski zauroczony młodą szambelanową, pragnie z niej uczynić swoją kochankę. Maria jednak daleka jest od cudzołóstwa i skutecznie broni się przed zalotami. Na te wieści do dworu Walewskich zaczynają zjeżdżać całe pielgrzymki, by przekonać Marię do uległości. Ówcześni przywódcy liczą, że dzięki jej wdziękom i podszeptom, Napoleon w końcu odbuduje kraj rozgrabiony przez Rosję, Austrię i Prusy. Walewska coraz mocniej pchana w ramiona wielkiego wodza, w końcu ulega naciskom i zostaje jego faworytą. Jak zakończy się ten słynny romans, tego już nie zdradzę… Zapraszam do lektury.

„Pani Walewska” na co wskazuje już wstęp i krótki zarys treści, jest powieścią historyczną. W bardzo udanym sposób łączy ona w sobie wydarzenia prawdziwe z literacką fikcją. Od razu zaznaczę, że jest to powieść, która absolutnie nie wieje nudą. Akcja idzie wartko, stylizacja języka literackiego wypada bardzo pomyślnie, a bohaterowie są barwni i dobrze nakreśleni. Do tego stopnia wciągnęła mnie fabuła, że nim się spostrzegłam dotarłam do stronicy dwusetnej, potem pięćsetnej i w rezultacie do końca. A że autor tak wymownie opisał dawne dzieje, aż żal było się z nimi rozstawać. Na tych bez mała ośmiuset stronicach „uczestniczyłam” w niejednym balu, byłam świadkiem zajmujących dysput, spisków, miłosnych podchodów, politycznych przepychanek, można by wręcz rzec - poczułam historię na własnej skórze. A wszystko to zasługa Wacława Gąsiorowskiego, który w bardzo przystępny sposób przenosi czytelnika w dawne czasy. Warto wspomnieć, iż Gąsiorowski swoją twórczością, a w szczególności powieściami historycznymi nawiązującymi do lat Epopei Napoleońskiej, inspirował nawet wybitnych pisarzy – choćby Stefana Żeromskiego. Ręczę, że miłośnicy tego typu powieści, poczują się zainspirowani równie mocno jak niegdysiejsi odbiorcy, a już na pewno zachęceni do sięgnięcia po inne książki pisarza. A jest spośród czego wybierać: „Bem”, „Huragan”, „Czarny Generał”, „Rok 1809”, „Królobójcy” i wiele innych. Istna uczta dla miłośników historii!

Wobec wszystkich plusów i pozytywów „Pani Walewska” ma i swoje słabsze strony… Wiadomo, jak to bywa w przypadku dzieła tak obszernego, trudno żeby wszystkie fragmenty jednakowo przypadły nam do gustu. Tutaj jest podobnie. Jedne treści czarują i ciekawią, inne zaś są mniej interesujące. Mnie osobiście nie przypadł do gustu opis losów brata Mari Walewskiej – porucznika Łączyńskiego. Drugim minusem, który utrudniał mi swobodną lekturę były przypisy umieszczone na końcu książki. Nie łatwo było co kawałek przewracać ponad siedemset stronic, by dowiedzieć się co oznacza jakiś wyraz z francuskiego itp. To moje jedyny zarzuty, jeżeli jakieś jeszcze były, to bynajmniej już o nich nie pamiętam (wszak musiały być mało istotne). 

Jak widać, tak bardzo pozostałam w duchu powieści o czasach napoleońskich, że nawet po części, moja recenzja jawi się jak niedzisiejsza… To może świadczyć tylko o tym, że naprawdę warto sięgnąć po „Panią Walewską”. Warto zgłębić jej treść, poznać losy cesarskiego romansu i samemu ocenić, czy więcej w nim było miłości, czy jednak polityki…

Moja ocena: 5-/6
Dane o książce: Wacław Gąsiorowski, Pani Walewska, Wydawnictwo MG 2011, s. 760.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG -

11 lip 2011

- W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach -


Na temat Włóczni Przeznaczenia, którą rzekomo przebito ciało Jezusa, istnieją liczne teorie, ponadto przypisuje się jej niezwykłą moc. Według podań i legend, na przestrzeni wieków, trafiała ona z rąk do rąk. Miał ją ponoć i cesarz Konstantyn, król Wizygotów, Karol Wielki, a nawet Hitler, który wierzył, że dzięki niej opanuje świat. Wielu się nią interesowało i wielu nadal się nią interesuje. W swojej najnowszej powieści tropem Włóczni  Przeznaczenia podąża David C. Downing – wykładowca, pisarz i autor książek na temat C.S. Lewisa.

Za sprawą jego najnowszej książki „W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach” przenosimy się w lata 40. XX wieku. Wraz z dwójką młodych Amerykanów – Tomem i Laurą wędrujemy po historycznych miejscach Anglii, po to by rozwikłać pewną zagadkę. A wszystko zaczyna się w księgarni, kiedy to dłonie obydwojga lądują na tym samym woluminie… On zbiera dowody na istnienie króla Artura, ona miewa dziwne sny pełne rozmaitych symboli. Postanawiają połączyć siły i przy pomocy oksfordzkich intelektualistów rozwikłać obie kwestie. Przy okazji wspólnej wyprawy bohaterowie odnajdują nie tylko ślady przeszłości, ale i odpowiedzi na nurtujące ich pytania dotyczące wiary i samych siebie.

Powieść Downinga z pewnością potrafi wzbudzić zainteresowanie. Autor czerpie z takich źródeł, że nie sposób przejść obok książki obojętnie. I tak na prowadzenie wysuwają się tu średniowieczne legendy – dotyczące osoby króla Artura i świętego Graala, zaraz za nimi plasuje się Włócznia Przeznaczenia, którą przebity został Jezus na krzyżu, dalej są jeszcze Inklingowie (nieformalna grupa oksfordzkich intelektualistów) na czele z Tolkienem i Lewisem oraz celtyckie ruiny z II wojną światową w tle. Ten swoistego rodzaju miszmasz potrafi przyciągnąć, a momentami i zachęca do zgłębienia danego tematu, pogłębienia własnej wiedzy. Mnie na przykład szczególnie zaciekawił wątek o Inklingach. Ten osobniczy klub literacki spotykał się w pubach w latach 30. i 40. XX wieku. Podczas takich spotkań oprócz dysput, jego członkowie czytywali  fragmenty swoich nowych książek. Wzmianki choćby  o Tolkienie i jego „Hobbicie” oraz innych fantastycznych powieściopisarzach są ciekawym urozmaiceniem tej sensacyjno-przygodowej powieści.

Jednak czasami tam, gdzie jest dobrze, znajdzie się i ziarenko czegoś złego… Książkę „W poszukiwaniu króla…” określiłabym mianem zgrabnej, ale nie do końca porywającej. Głównie dlatego, że brak jej atmosfery ciągłego napięcia, dzięki której czytelnik szybko przewraca kolejne stronice, by rozwikłać zagadkę. Kolejne fakty, czy to stricte prawdziwe, czy też ubarwione na potrzeby powieści, są podawane tak, że potrafią zainteresować, ale nie stanowią bodźca do okrzyków zachwytu czy zdumienia. Bohaterowie po prostu odkrywają coraz to nowsze tajemnice, a przez to, że nie ciąży nad nimi presja czasu, czy jakieś namacalne niebezpieczeństwo, a jedynie przyczajone zagrożenie, wszystko staje się nieco mniej atrakcyjne… To chyba mój jedyny zarzut, gdyż całość wypada naprawdę dobrze.

Dlaczego warto sięgnąć po tę pozycję wydawniczą? Po pierwsze dlatego, żeby przeżyć ciekawą literacką przygodę. Po drugie, dlatego, że można się z niej dowiedzieć wielu interesujących rzeczy - jak sam autor zaznaczył, w książce starał się być wierny faktom historycznym i zmienił niektóre z nich tylko nieznacznie. Po trzecie, czwarte i dziesiąte, co tu dużo pisać – pasjonaci zagadek rozmaitej maści na pewno odnajdą się w tych klimatach!

Moja ocena: 5-/6
Dane o książce: David C. Downing, W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach, Wydawnictwo eSPe 2011, s. 272.

– Za książkę dziękuję Wydawnictwu eSPe -

8 lip 2011

SHIRLEY - Charlotte Brontё


Drogi Czytelniku, biorąc do ręki książkę autorstwa Charlotte Brontё przeniesiesz się na wrzosowiska północnej Anglii. Dokładnie do fikcyjnej części Yorkshire, gdzie poznasz losy mieszkańców dwóch parafii Briarfield i Nunneley. A że „Shirley” jest powieścią społeczno-obyczajową –opis środowiska, w którym odbywa się akcja, będzie niezwykle barwny i dokładny. Począwszy od osób duchownych, poprzez przedsiębiorców, baronetów i damy, a skończywszy na robotnikach, służbie oraz chłopach. Przechodząc od fragmentów dotyczących jednej klasy społecznej do fragmentów dotyczących innej, zgłębisz konflikty, miłostki, uprzedzenia i wzajemne relacje mieszkańców borykających się z konsekwencjami wojen napoleońskich.

Główne wątki powieści dotyczą m.in. młodego przedsiębiorcy Roberta Moorea. Dżentelmen ten sprowadza do swojej fabryki maszyny, które według okolicznej ludności zabierają pracę i są powodem nędzy. Tym samym Moore naraża się na gniew mieszkańców – do tego stopnia, że jego życie staje w obliczu zagrożenia… Fabrykant nie poddaje się jednak łatwo – wypowiada wojnę swoim przeciwnikom, a dla ratowania majątku rozważa poślubienie dumnej panny Keeldar, mimo iż prawdziwym uczuciem darzy ubogą Caroline. Z kolei Shirley Keeldar zakochana jest z guwernerze rodziny wuja – Louisie i dobrze wie, że jej jako kobiecie zamożnej, taki związek nie przystoi. Jak potoczą się losy tej czwórki? Czy gotowi będą pogrzebać uprzedzenia i dumę w imię miłości…? Tego już nie zdradzę…

„Shirley” jest drugą opublikowaną powieścią pisarki, po przyjętej entuzjastycznie „Jane Eyre”. W Polsce doczekaliśmy się jej pierwszego wydania. Dobrze, że w końcu zdecydowano się na przekład z języka angielskiego, gdyż „Shirley” z pewnością jest lekturą wartą poznania. Zwłaszcza jeżeli lubi się książki nie stroniące od bujnych metafor, opisów charakteru, stanów ducha i dość odważnych oraz przykuwających uwagę dialogów. To z pewnością nie jest ten typ literatury, gdzie sensacja goni sensację, a akacja pędzi niczym kometa. Tutaj wszystko dzieje się powoli, ale na pewno nie monotonnie. Mimo braku niewiarygodnych zwrotów akcji, książka potrafi dostarczyć wielu emocji. Po prostu trzeba się lubować w tego typu opowieściach, by docenić ich urok.

W przeciwieństwie do „Jane Eyre”, losy „Shirley” poznajemy za sprawą bezimiennego narratora w trzeciej osobie (tzw. narrator wszechwiedzący) i co ciekawe zwracającego się czasami bezpośrednio do Czytelnika, np.: „Czytelniku - zajrzyj mu przez ramię i czytaj słowa, które zapisuje”, „Tak, Czytelniku, trzeba nam teraz uregulować wszystkie należności” i temu podobne wyrażenia. Nie brakuje także zwrotów francuskich z tłumaczeniem w tekście, bądź u dołu strony. Ogólnie rzecz ujmując –narracja jest spójna i losy bohaterów pióra pani Brontё czyta się bardzo dobrze. Warto tutaj wspomnieć, że autorka (jak to często bywa w powieści społeczno-obyczajowej) ubrała swoje postaci w cechy znanych jej osób, co zaznaczyła przy okazji jednego opisu: „Musisz myśleć czytelniku, że opisując panny Ainley, przedstawiam jedynie nierzeczywisty wytwór swojej wyobraźni  - nic z tych rzeczy. Portrety przedstawionych tu przeze mnie osób szkicuję na podstawie oryginałów żyjących w prawdziwym świecie.”

Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić was – Czytelnicy, do zapoznania się z tą pełną pasji opowieścią o życiu w trudnych czasach przemysłowej zapaści, czasach konfliktów klas, interesów oraz płci. Zapraszam!

Moja ocena: 5-/6
Dane o książce: Charlotte Brontё, Shirley, Wydawnictwo MG 2011, s. 646. 
[Pierwsze wydanie na polskim rynku!]

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG -

6 lip 2011

Lunch w Paryżu - Elizabeth Bard


„Lunch w Paryżu” to lektura, która wzmaga apetyt. Rozmaite potrawy i trunki czyhają na czytelnika niemal na każdej stronie powieści.  Nim zdążysz nasycić się kuszącą kruszonką z truskawkami, już w kolejce ustawia się chleb migdałowy, by następnie ustąpić miejsca: makreli z cebulką, puddingowi ryżowemu, pstrągowi  z pomidorkami…  A do tego wszystkiego zapachem kusi sorbet cytrynowy, gorąca czekolada i francuski bazar, na którym kupić można wyśmienite jedzenie. Ale to jeszcze nie koniec – całość wypełnia historia pewnej młodej Amerykanki i jej kulinarnych eksperymentów. Nim przejdę do szczegółów, mam jedną radę dla potencjalnych czytelników –nie zabierajcie się za tę książkę na głodnego!

Jak wiadomo dobrymi radami jest piekło wybrukowane, więc lepiej już przejdę do opisu książki. Pokrótce rzecz ujmując „Lunch w Paryżu” to wspomnienia Elizabeth z podróży jej życia. Podróży do Francji, która z jednorazowej przystani stała się dla niej domem. To właśnie w tym romantycznym mieście, Elizabeth poznaje Gwendala, w którym zakochuje się z wzajemnością. Z nim, dla niego, ale i siebie samej uczy się jak być perfekcyjną panią domu i jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Przy tym odkrywa  uroki francuskich targowisk, restauracji i kuchni w ogóle. A im bardziej zgłębia tajniki nowej gastronomii, tym bardziej poznaje sam Paryż. 

Książkę autorstwa Elizabeth Bard można by określić mianem lekkiej niczym bita śmietana i słodkiej niczym miód. Pikanterii niestety jej brak… A jak wiemy jeżeli coś jest słodkie, słodkie, słodkie, to choćbyśmy nie wiem jak lubili słodycze, to w końcu nas zemdli bądź znudzi… I mnie spotkało to drugie. Właściwie nie liczyłam, że lektura ta dostarczy mi niesamowitych wrażeń, że będzie odkrywcza i ekscytująca, po prostu liczyłam na to, że przyjemnie spędzę z nią czas. Niestety nie do końca tak było. Silące się na zabawne fragmenty, nijak mnie nie rozśmieszały, dokładne opisywanie codziennych zakupów także do zabawnych nie należało. Z kolei w losy głównej bohaterki nie potrafiłam się dostatecznie wciągnąć. Może dlatego, że to wszystko brzmiało jakoś tak znajomo – te podróże, fascynacja kuchnią, romans w Paryżu, rodzinne obiady… To jakby taka typowa amerykańska komedia romantyczna, tylko, że jeszcze w wersji papierowej.

Po minusach przyszedł i czas na plusy. Nie przekreślam tej książki z kilku powodów. Po pierwsze - dowiedziałam się z niej wiele o francuskiej kulturze, zwyczajach i kuchni. Naprawdę kilka ciekawostek było bardzo interesujących, np. dlaczego Francuzki są drobne, jak to się dzieje, że sprzedawca ma zawsze rację i czemu wszyscy patrzą na ciebie krzywo, gdy prosisz o dużą porcję jedzenia… Dobrze także wypadały porównania ów francuskiego życia z życiem w Anglii czy Ameryce. Po drugie - książka zawiera kilkadziesiąt intrygujących przepisów kulinarnych –od dań na ostro, mięsnych, po dania wegetariańskie i desery –na pewno wypróbuję kilka z nich. Po trzecie - lektura „Lunchu w Paryżu” wyczerpująco pokazuje z jakimi problemami boryka się obcokrajowiec na obczyźnie, a co za tym idzie jest i pewnego rodzaju wskazówką, jak odnaleźć się zagranicą. Po czwarte – zachęca do samodzielnego gotowania czy pieczenia oraz walki o własne szczęście i swoje miejsce na ziemi.  

Powieść Elizabeth Bard z pewnością trafi w gusta niejednego literackiego smakosza. Dla mnie była pozycją strawną aczkolwiek niezachwycającą.  Wszakże smaki mamy różne… 

Moja ocena: 3/6
Dane o książce: Bard Elizabeth, Lunch w Paryżu, Bukowy Las 2011, s. 384.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu Bukowy Las -

2 lip 2011

* Magia przeznaczenia *


Sprawdź, czy twoim przeznaczeniem jest zapoznanie się z książką autorstwa Barbary Rybałtowskiej -->

Doskonale odnajdziesz się w lekturze Magii przeznaczenia jeżeli: lubisz historie, które łączą pokolenia, a ich bohaterkami są silne i zdecydowane kobiety;  nie przepadasz za rozwlekłymi opisami miejsc i zdarzeń; masz słabość do świata artystów, muzyki i sztuki, oraz zmiennego czasu i miejsca akcji – w tym przypadku od Polski okresu zaborów, poprzez Wielką Rewolucję Rosyjską, przedwojenną Francję, aż po współczesność; oraz cenisz sobie styl pisarstwa autorki. Nie sposób wymienić wszystkiego, jeśli jednak pozytywnie zapatrujesz się na powyższe, z pewnością odnajdziesz się w kolejnej powieści pisarki.

Magia przeznaczenia prezentuje dzieje pewnej rodziny. Akcja rozpoczyna się we współczesności, by za chwilę przenieść nas w przeszłość… Po zatłoczonym placu Richelieu mknie powóz, w tle słychać odgłosy walki, ludzie tłoczą się by zdążyć wsiąść na statek, który ma ich zawieść do nowej rzeczywistości. Tak dochodzi do rozdzielenia się rodziny młodej Gali. Od tej pory dziewczyna musi radzić sobie sama. Pracuje w fabryce papierosów, w czasie choroby zaprzyjaźnia się z Raisą, zakochuje się w artyście z Odessy i wkrótce z Bułgarii przenosi się do Francji. Do czasu wybuchu wojny Galina zazna jeszcze uroków domowego ogniska, a po jej śmierci jeszcze wiele się wydarzy… Jeżeli chcesz poznać losy potomków Galiny Orłow z Korolowów, dowiedzieć się czemu rudy kolor włosów wzbudza w kimś paniczny lęk i odrazę, jak można żyć z człowiekiem, którego się nie szanuje, jak przeżyć zdradę najbliższych, wojnę, śmierć syna, czy małżonki i czy człowiek jest w stanie wygrać z przeznaczeniem, przeczytaj koniecznie tę powieść. 

Po Romansach w Paryżu, jest to moje drugie spotkanie z twórczością Rybałtowskiej i muszę przyznać, że o wiele ciekawsze niż pierwsze. Książka Magia przeznaczenia może i ma kilka wad, ale nie można jej odmówić tego, że jest barwna i wciągająca. Pomysł na fabułę oceniam wysoko – nie sposób się znudzić losami rodziny, której życie bogate jest w rozmaite wydarzenia. A to rewolucja, zdrada, wojna, choroby, utrata dzieci, majątku, sukcesy zawodowe, emigracje i rozstania… Naprawdę wiele się dzieje na kartach powieści. I tutaj gro czytelników może zarzucić autorce –dlaczego tak szybko przechodzi od niektórych wydarzeń do następnych, czemu nie skupi się na odczuciach bohaterów, nie stworzy odpowiedniego nastroju, tylko podaje kolejne informacje niczym w kronice…? Mnie w kilku fragmentach to przeszkadzało, ale na dłuższą metę przyzwyczaiłam się, że choćby straszne zajście, nie zawsze będzie ono przedstawione w otoczce tuzina przymiotników, akapitów itp.  Wszak wtedy książka musiałaby liczyć nie czterysta stron a co najmniej tysiąc. Dodam jeszcze, że jak to w sadze bywa jedni bohaterowie przypadną nam bardziej do gustu, inni mniej, a co za tym idzie i treści ich dotyczące również. Tak i tutaj -były wątki, które śledziłam z zaciekawieniem, były i takie, które szybko chciałam ominąć, ale to już zależy od indywidualnych zainteresowań i nie ujmuje książce na atrakcyjności.

Ogólnie oceniam tę powieść dobrze. Nie męczyłam się czytając ją, nie chciałam jej odłożyć w połowie, nie raziły mnie jej język oraz styl i nie brakowało mi rozległych opisów miejsc czy przyrody. A gdybym miała powiedzieć, jakie przesłanie niesie ze sobą Magia przeznaczenia i co stanowi jej sedno, to powiedziałabym, że książka w pewnym stopniu pokazuje jak niewiele w życiu zależy od nas, a właśnie od opatrzności. Według Rybałtowskiej, przeznaczenie wpływa w sposób przewrotny na żywot i czasami kieruje nim wbrew woli bohaterów. Taka już jego magia… 

A tak swoją drogą wierzycie w przeznaczenie?

Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Barbara Rybałtowska, Magia przeznaczenia, Axis Mundi 2011, s. 388.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu Axis Mundi -