False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

25 kwi 2011

GRA --> czas poznać jej reguły!


ZAGRAJMY…

Ile to razy beztrosko spędzałeś czas grając z przyjaciółmi? Ochoczo rzucałeś kością do gry, przesuwałeś pionkiem po planszy… Pokonywałeś rozmaite przeszkody – a to głaz się zawalił i musiałeś cofnąć się o trzy pola, a to ktoś cię ubiegł i zebrał wszystko, co było do zebrania. A ty przyjmowałeś to z uśmiechem na ustach i grałeś dalej.
A co byś powiedział, gdyby się okazało, że pionkiem w grze jesteś TY? Czy nadal byłoby ci tak wesoło…???

PANIE i PANOWIE rozpoczynamy GRĘ!

-START- Nasza plansza to college w Grace, położony w górach, odosobniony i skrywający niejedną tajemnicę. To tutaj naszym graczom, a może raczej pionkom, przyjdzie się zmierzyć z serią dziwnych wypadków. Na początku wszystko wydaje się być normalne. Dziwić może jedynie mnogość tablic ostrzegawczych wokół uczelni. Nowo przybyli uczniowie z Julią na czele, nie zważają jednak na ostrzeżenia.  Beztroska trwa do chwili… W czasie otrzęsin rozpoczyna się prawdziwa rozgrywka. Brat Julii widzi jak dziewczyna o niebieskich włosach skacze do jeziora i znika w nim na dobre. Chłopak rusza jej na ratunek. Nikogo nie udaje się odnaleźć i nikt nie wierzy w jego słowa. Tego samego wieczoru jedna z uczennic znika naprawdę. W ten sposób realizuje się fragment misternie utkanego planu… Komu uda się dotrzeć do –METY- bez szwanku, musicie przekonać się sami.

„Gra” jest pierwszym tomem serii thrillerów młodzieżowych DOLINA. I muszę przyznać, że chętnie do tej doliny powrócę. Może nie z lękiem i pełnymi strachu oczyma, ale na pewno z ciekawością. Krystyna Kuhn – autorka powieści potrafi wciągnąć młodego czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Umiejętnie prowadzi partie dialogowe –nie brak w nich humoru i ciętej riposty. Opisy z kolei są krótkie i treściwe, ja bym je określiła terminem „takie w sam raz”. Jeżeli chodzi o mini wstawki z języka angielskiego, typu: "sex and drugs", "happy end", "to nie fair", "community college" - w żaden sposób mi one nie przeszkadzały. Zabieg tego typu (pozostawienia zwrotów obcojęzycznych) spotykałam w wielu lekturach, ostatnio choćby w „Villi Mirabelli”, czy „Polskich rekolekcjach”.  W końcu młodzież (do której adresowana jest „Gra”) zna języki obce.

Podsumowując - jak w każdej grze, raz jest lepiej, raz gorzej, ale przyznać trzeba, że „Gra” autorstwa pani Kuhn umie zwabić. Jej zasad nie poznajemy do końca w pierwszej części, niemniej jednak to, co kluczowe, zostaje wyjaśnione. A pewne tajemnice  zachęcają do przeczytania kolejnego tomu z serii DOLINA. Już zacieram ręce na następną przygodę!

Dane o książce: Krystyna Kuhn, przekład: Robert Rzepecki, GRA - thriller, 1 tom serii DOLINA, s. 296. Obecnie obowiązuje cena promocyjna: 27.00 zł.

 Za książkę dziękuję Wydawnictwu TELBIT

20 kwi 2011

Biblioteczka rośnie w siłę :)

Z radością patrzę, jak moja biblioteczka się powiększa - jeśli tak dalej pójdzie, to faktycznie będę ją mogła nazywać PANI BIBLIOTECHA. W prawym dolnym rogu zamieszczam zdjęcie większego stosika (moje ostatnie nabytki). Są to głównie egzemplarze recenzenckie, książki wygrane w konkursach oraz zakupy. Część z nich doczekała się już recenzji, druga część cierpliwie czeka na swoją kolej. Gdyby tak doba miała ok. 50h, to w końcu mogłabym przeczytać wszystkie moje nowe lektury... Dwadzieścia cztery godziny to stanowczo za mało :/

Jak widzicie, pierwsze zdjęcie zaatakowały pisklaki i żółciutka kura, z okazji zbliżających się świąt, pozwoliłam im zostać :) Oby tylko nie zabrały się za moje książki...

23 kwietnia – Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich --> 

Życzę Wam więc, abyście znaleźli chwilę na czytanie, najlepiej w rodzinnym gronie (w końcu to i święta), aby wasze biblioteczki powiększały się równomiernie, aby książek nigdy Wam nie brakowało, a także żeby książki już nie drożały i żeby zawsze nam towarzyszyły :)  

Udanego Dnia Książki!

14 kwi 2011

- Płetwa rekina i syczuański pieprz -

Miałam sen. Śniło mi się, że jestem w restauracji, już nie mogę się doczekać na zamówiony obiad, delikatnie poprawiam serwetkę na stole, aż tu nagle… – podchodzi do mnie szef kuchni z dwoma żywymi królikami i pyta się którego wybieram? W odpowiedzi na moje milczenie, kucharz sam dokonuje wyboru. Jeden z królików zadziornie wcina sałatę, kiedy dosięga go ostrze tasaka! Dobrze, że to tylko sen i dobrze, że nie mieszkam w Chinach… Ja jednak wolę o nich poczytać!

„To prawda, co mówią o Chińczykach: wszystko, co się porusza, wszystko, co przemierza ziemię oprócz samochodu, wszystko, co lata po niebie, oprócz samolotu i wszystko, co pływa po morzu oprócz statku, jest dla nich potencjalnym składnikiem kulinarnym”. Po lekturze „Płetwy rekina i syczuańskiego pieprzu” nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z tym zdaniem w stu procentach.

Autorką tego kulinarnego pamiętnika z podróży po najrozmaitszych zakątkach Chin jest Fuchsia Dunlop. Kucharka, pasjonatka gotowania i kosztowania rozmaitych potraw, ale i pisarka. Spod jej pióra wyszły trzy książki traktujące o kuchni chińskiej. Czasami, aż trudno uwierzyć, jakich to przysmaków skosztowała ta drobna angielka.

Dla zaostrzenia apetytu zdradzić mogę tylko kilka ciekawostek, o których mowa w książce. A jest to dość barwna publikacja, pełna anegdot, opowieści o cesarzach, herbaciarniach, targach i wioskach, a przede wszystkim jest to opowieść o sztuce kulinarnej pisanej przez duże S, takiej, w której każdy składnik może się okazać rarytasem, a przyprawy, mają dostarczać niesamowitych doznań. I tak m.in. w przydrożnym barze możemy skosztować przesmażanych króliczych główek, na targu kupimy żywą kurę, którą specjalnie dla nas zabiją i obedrą z piór, kawałek dalej możemy zjeść jaszczurki z zielonym groszkiem zamiast oczu, albo móżdżki, nerki, jelita, wątróbki, mrówki i inne owady, uszy, łapy (niedźwiedzie łapy były kiedyś przysmakiem dworskim), węże nabijane na kije, i wiele, wiele innych. Dla szczególnych gości serwuje się płetwę rekina (bogata w białko), ale jest to przysmak bardzo drogi i spotykany raczej na stołach wyższych sfer. Dla kontrastu i przeciwwagi autorka pisze i o klasztorach buddyjskich, gdzie dla odmiany nie krzywdzi się zwierząt, a lubuje się w diecie wegetariańskiej (te fragmenty były mi zdecydowanie bliższe).

Oprócz przepisów i fragmentów typowo kulinarnych, w książce znajdziemy całkiem obszerne wzmianki o chińskich obyczajach, o strawie dla zmarłych, o świętowaniu nowego roku, roli mężczyzny w rodzinie, o korupcji, o problemach ekologicznych tego kraju, czy o handlu zagrożonymi gatunkami zwierząt – dzięki temu lektura zyskuje na atrakcyjności i naprawdę potrafi zaciekawić. Na plus zaliczyłabym też jej pamiętnikarską formę, co jeszcze bardziej urzeczywistnia opisywane  na stronach wydarzenia i szokujące potrawy.

Reasumując - czuję się jakbym sama odwiedziła Chiny i niemal wyczuwam aromat syczuańskiego pieprzu w powietrzu ;)

Książkę POLECAM  - zwłaszcza osobom fascynującym się egzotyczną kulturą i kuchnią.

Dane o książce: Fuchsia Dunlop, Płetwa rekina i syczuański pieprz, Świat Książki 2011, s.356.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki -

9 kwi 2011

WsZystKo Inne PoCzeKa

 -------------------------->
-Puk, puk! –rozległo się stanowcze dobijanie do drzwi.
-Kto tam?!
-Może masz chęć poznać naszą historię…?
-Nie, dziękuję, nie mam czasu.
-Ale nasza historia jest inna niż wszystkie… Jest ciekawa, nieprzewidywalna, pełna pasji.
Niepewnie otwieram drzwi. W progu ukazuje mi się twarz czterdziestoletniej kobiety, tuż za nią stoi młodszy od niej, nieokrzesany mężczyzna. Na pierwszy rzut oka oboje wyglądają jakby przybyli do mnie z różnych bajek… Ona dojrzała, skromna, miła, on – teraz dopiero zauważam tatuaż i kolczyk, dodatkowo ma poharatane ręce, wygląda dość groźnie, jak recydywista… Staram się niepostrzeżenie zamknąć drzwi. On przytrzymuje je mocno dłońmi.
-Tak łatwo się nas nie pozbędziesz! –mówi z uśmiechem na twarzy.
Z wahaniem cofam się w głąb korytarza i wpuszczam niezapowiedzianych gości do środka.

Mniej więcej tak się prezentuje moja przygoda z powieścią Barbary Ciwoniuk. „Wszystko inne poczeka” to historia uczucia, które dla wielu byłoby niemożliwe. Naprzeciw wszystkim i wszystkiemu. A najbardziej chyba wbrew ustalonym normom społecznym i zdrowemu rozsądkowi.

Książka ma w sobie fragmenty, które czyta się z zapartym tchem, ma i takie, które nieco nudzą, lub wydają się być przedobrzone, ale ogólnie tych lepszych fragmentów jest więcej. Z dużą ciekawością czytałam opisy więziennego życia, tamtejszych zwyczajów i hierarchii. Autorka równie umiejętnie przedstawiła zawiłość sąsiedzkich relacji i sytuację kiedy to jeden mieszkaniec „terroryzuje” swoją obecnością pozostałych. Jest i o skomplikowanych ludzkich relacjach –tych w pracy i w życiu prywatnym, o stereotypach, sympatii do zwierząt i o spontanicznej dobroci. A przede wszystkim o dość odważnej miłości – takiej nie za coś, a pomimo…

„Wszystko inne poczeka” to powieść obyczajowa, z narracją pierwszoosobową, co nadaje jej nuty intymności, a wręcz przekraczania jej granic – momentami czułam się jakbym podglądała głównych bohaterów przez dziurkę od klucza, albo stojąc w rogu pokoju. I choć nie zgadzałam się do końca z tym co robią, jak postępują, to z pełnym zainteresowaniem podglądałam ich dalej. Czasami miałam przedni ubaw, tym bardziej, że nie brakowało momentów, a i cięty język się znalazł i urocze, ciepłe wieczory. Były i zimne powiewy wiatru, święta z sypiącą się choinką i gorączka i… Nie mogę wszystkiego zdradzić, bo co by powiedzieli moi goście? 

-Puk, puk… - następny możesz być TY!
 
Dane o książce: Barbara Ciwoniuk, Wszystko inne poczeka, Wydawnictwo Telbit 2006, s. 272. // Za książkę dziękuję Wydawnictwu TELBIT //

5 kwi 2011

** Poduszka w różowe słonie **

Jest taka piosenka o czterech zielonych słoniach  -  Cztery słonie, zielone słonie - Każdy kokardkę ma na ogonie… - Niestety nie wszystkim dzieciom towarzyszy ten radosny refren. Była kiedyś mała dziewczynka, która w poduszkę w różowe słonie wylewała swoje łzy… I nie kolor słoni ma tutaj znaczenie, po prostu czasami bywa tak, że życie z kolorowego zamienia się w szarobiałe.

Tak jest w książce pani Joanny M. Chmielewskiej. Pisarka zdobyła już serca młodszych czytelników powieściami „Historia srebrnego talizmanu”, „Neska i srebrny talizman”, a także serią wierszy „Zaczarowane rymowanki”. Teraz przyszedł czas na starszego odbiorcę, do którego adresowana jest "Poduszka w różowe słonie".

Co zawiera ta tajemniczo nazwana przesyłka…? Odpakowując ją –otwierając książkę, poznamy losy trzydziestoletniej singielki Hanki, która nie jest zdolna do żadnych bliższych relacji z drugim człowiekiem. Kiedy niespodziewanie zostaje opiekunką małej dziewczynki jej problemy emocjonalne jeszcze się nasilają. Kobieta nie potrafi okazać dziecku należytej czułości. Tak samo zachowuje się w stosunku do mężczyzn, których prowokuje, by następnie od nich uciec… Z punktu widzenia znajomych, rodziny - Hanka wiedzie zupełnie normalne życie. Ma dobrą pracę, własne mieszkanie, samochód, chodzi do kina, kawiarni, jednak w głębi coś nie daje jej spokoju, sprawia, że staje się wybuchowa, nerwowa, nieprzewidywalna. Czy jej problemy znikną kiedy pozna Łukasza, czy może jeszcze bardziej się nasilą? Czy uda się Hance pokonać traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i stworzyć pięcioletniemu dziecku prawdziwy dom? Aby cokolwiek się zmieniło, Hanka musi najpierw przezwyciężyć własne koszmary…

Autorka powieści stworzyła niezwykle wymowny obraz dziecka borykającego się ze stratą matki, obraz okresu żałoby, a także wizerunek kobiety dojrzałej, a tak naprawdę pozostającej małą dziewczynką. Psychologiczne wykształcenie z pewnością pomogło w zbudowaniu relacji dorosły (z problemami) – dziecko (tęskniące do matki). Widać, że poruszane w książce tematy są przedstawione bardzo sugestywnie, z wyczuciem słowa.

Powieść pani Chmielewskiej przemawia do mnie ciekawym stylem pisarskim, czerpaniem z tego co kuszące, aromatyczne, z tego, co  skłania do refleksji, zadziwia, bulwersuje, ale i przyciąga. Autorka równie dobrze radzi sobie z opisami spraw trudnych i smutnych, jak i tych przyjemnych, opiewających radością. Są fragmenty, które urzekają, ażby się chciało, żeby trwały i trwały. Są i te mniej interesujące –te przeskakuje się szybko, by na nowo zanurzyć się w pełni zajmującej lekturze. 
  
Polecam czytać przy filiżance gorącej czekolady, bądź kawy i słodkiego co nieco, a dlaczego, tego dowiecie się już w trakcie lektury ;-)

Moja ocena: 6/6
Dane o książce: Joanna M. Chmielewska, Poduszka w różowe słonie, Wydawnictwo MG 2011, s. 280.

*******************************************************
Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG.



1 kwi 2011

Dobrani – jak dwie połówki jabłka...

Wyobraź sobie, że w całym swoim życiu mógłbyś poznać tylko 100 wierszy, 100 piosenek, 100 obrazów –starannie wyselekcjonowanych przez Komisję, czy w ogóle można to sobie wyobrazić…? A gdyby ten okrojony wybór podyktowany był dobrem Społeczeństwa, czy wtedy te sto rzeczy by wystarczyło? Czy  nie przeszkadzałoby ci, że ktoś decyduje za ciebie, wybiera wszystko od stroju, poprzez pracę, oraz rodzaj i ilość jedzenia. A co z życiowym partnerem? Co ty na to, żeby ktoś znalazł idealnego kandydata za ciebie? Wtedy na pewno bylibyście idealnie DOBRANI…

„Co innego mieć wybór i zdecydować się na takie, a nie inne życie, a co innego nie mieć żadnego wyboru”. Bohaterowie książki Ally Condie właściwie nie maja wpływu na nic. Społeczeństwo decyduje za nich –ono wie najlepiej, co jest dobre, a co złe. Ale czy na pewno…?

Cassia została wychowana w przekonaniu, że otacza ją idealna rzeczywistość, najlepsza z możliwych. Na uroczystości Doboru na ekranie pojawiła się twarz jej Wybranka –oczywiście pasującego do niej w każdym względzie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby następnego dnia nie ujrzała twarzy kogoś zupełnie innego… I choć Społeczeństwo przekonuje ją, że to tylko mała usterka, Cassia coraz częściej zaczyna myśleć o „tym drugim”. Wybranek – Xander, to dla niej pewność, stabilizacja, życie bez niespodzianek, dobrze znane. „Ten drugi” – Ky, to tajemnica, niepewność, droga ku nieznanemu, pełna emocji i znaków zapytania. Który wybór okaże się bliższy sercu? Czy Cassia w ogóle będzie miała prawo wyboru…? Warto przekonać się o tym osobiście.

„Dobranych” określiłabym mianem romantycznej antyutopii. Romantycznej, gdyż nie brak w książce pięknych momentów, wręcz poetyckich, nie brak i ciepła, choćby przemykającego na stronicach od czasu do czasu. Utopi, dlatego, że przedstawia społeczeństwo przyszłości, całkowicie podporządkowane władzy Funkcjonariuszy.  To bardzo ciekawa pozycja – w dobie wampirów, dziwnych istot, stworów i strachów, nagle z odsieczą przybywa książka, która poniekąd magiczna, a w swej treści kryje prawdę o życiu.

Świat stworzony w „Dobranych” wciąga od pierwszej strony. Jest tak wymowny, realistyczny i ciekawie opisany, że nie sposób go opuścić, aż do ostatniej kartki. Nie ma tu niedomówień. Wszystko do siebie pasuje, współgra ze sobą, tworząc iście wyborną całość. Dawno nie czytałam takiej lektury –lektury, która do granic możliwości zainspirowała moją wyobraźnię.

I gdybym tylko mogła, wzięłabym jakieś ostre narzędzie i przebiła szklaną kulę z okładki. Dlaczego? – tego dowiecie się sięgając po książkę. 

Moja ocena: 6/6
Dane o książce: Ally Condie, Dobrani, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2011, s. 352.