To może się zacząć zupełnie niewinnie, choćby od tego, że
usłyszysz wołanie lub cichy głosik zapraszający do lektury. Może on brzmieć
zupełnie jak przebiegłe zaproszenie czarownicy: hurtig Kinder, kommt zu Tisch!
Ale niech cie ono nie zwiedzie… Choć z tego literackiego stołu wylewa się róg
obfitości, a słowa płyną po kartkach niczym wprawiona woda, to w głębi lektury
kryje się coś bardzo niepokojącego i na pewno nie jest to bajka.
Mówią o nim polski handlarz pasmanterią. Jest outsiderem, wagarowiczem,
młodym człowiekiem trzymającym się na uboczu. Abel Tannatek ma niejedno
oblicze, skrywa też niejeden sekret. Anna – dziewczyna żyjąca w bezpiecznym
kokonie, z dala od zagrożeń i uciech świata przekona się na własnej skórze,
jaki on jest naprawdę. Bo może to tylko smutny baśniarz, opiekuńczy brat,
broniący swojej siostry ze wszystkich sił, młodzieniec z marzeniami, planami na
przyszłość…
Gdyby nie pewna szmaciana lalka znaleziona przypadkiem przez Annę, gdyby
nie płatki śniegu, gdyby nie ta niezwykła opowieść, którą snuje
Abel, być może wszystko potoczyłoby się inaczej… Co jeśli miłość gotowa jest
przerodzić się w nienawiść, a ufność w strach, co jeśli ktoś bliski stanie się
twoim największym wrogiem. Wszak w baśni wszystko jest możliwe…
Opowieść, jaką serwuje Antonia Michaelis jest opowieścią
skrojona na miarę czegoś niesamowitego, czegoś nienamacalnego, a potrafiącego
wywołać tak niezliczoną ilość uczuć, że trudno je tu wszystkie opisać. Miara
„Baśniarza” to czerpanie ze znanych już schematów – outsider i dziewczyna z
dobrego domu, ten trzeci, baśń mieszająca się z życiem, patologia prowadząca do
tragedii...”Baśniarz” w jednej chwili z powieści obyczajowej zmienia się w
powieść psychologiczną, wywarzony romans, kryminał czy thriller, a na dokładkę
niepozbawiony jest znamion dramatu. Słowem – istna hybryda, która potrafi
wstrząsnąć czytelnikiem.
To nie jest tak, że „Baśniarz” pozbawiony jest wszelkich wad, ale on te
wady potrafi przyćmić i na tym polega jego magia. Nie wiem jak autorka to
zrobiła, bo, mimo, iż w głowie kłębiły mi się rozmaite zastrzeżenia, co do
treści, bohaterów, ich postępowania, to słowa tej lektury spijałam niczym
najprzedniejsze wino. Niesamowite jak bardzo ten zmyślony świat wciągnął mnie
do siebie, przesłaniając na chwilę to, co było obok, całkiem realne i
namacalne. Lektura się skończyła, a ja gotowa byłabym zacząć ją
od początku by, choć na chwilę znów zachłysnąć się tą tragiczną, a jednocześnie
bajkową historią.
I pewnie zasiądę znowu do tego stołu słownych rozmaitości, bo autorka
doprawdy należycie go wyszykowała. Zatem „Baśniarza” czas zacząć! Od nowa,
ciągle od nowa, na nowo… Przepadłam.
Dane o książce: Antonia Michaelis, Baśniarz, Dreams 2012, s.400.