False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

28 lut 2011

Panie i Panowie - Vaclav i Lena - nadchodzą!


Wyobraź sobie, że siedzisz przy stole pełnym zapałek… Bierzesz jedną, potem drugą, kolejne. Przebierasz, zastanawiasz się, niektóre odrzucasz. Powoli, bez pośpiechu. Jedna do drugiej aż niepostrzeżenie coś z nich powstaje…

Tak jest z powieścią „Vaclav i Lena”. Zapałka do zapałki – strona do strony –nieśpiesznie, z dbałością o szczegóły, momentami filozoficznie, momentami monotonnie, a jednak coś człowieka ciągnie, żeby dojść do końca, czytać dalej… Może to magia?

Książka zachęca hasłami takimi jak: wszechobecna magia, miłość, która wszystko zwycięży, tajemnicze zniknięcie, barwni bohaterowie,  a to wszystko z Ameryką i Rosją w tle… Tylko, czy tak jest do końca…?

„Vaclav i Lena” – dwójka przyjaciół, rosyjskich emigrantów, mieszkająca na nowojorskich przedmieściach. Oboje zafascynowani światem iluzji. Po kryjomu uczą się magicznych sztuczek i tworzą swoje kostiumy. Vaclav Wspaniały i jego piękna asystentka Lena – to dziecinne marzenie o sławie i pokazach, w pewnym momencie zostanie brutalnie przerwane... Drogi tych dwojga rozchodzą się na wiele lat. Nie ma to nic wspólnego z tajemniczym zniknięciem w skrzyni magika, Lena znika naprawdę. I tutaj magia – ta w znaczeniu dosłownym dobiega końca. Przez większą część książki poznajemy losy rozdzielonych bohaterów. Najpierw losy Vaclava, potem losy Leny. Ich drogi splotą się ponownie po kilku latach, ale czy na trwałe? Czy Vaclav –młodzieniec i Lena –młoda kobieta, poczują magię dawnych - wspólnie spędzonych chwil? Jaką tajemnicę skrywa dziewczyna i co z tym wszystkim ma wspólnego matka Vaclava? Tego niestety zdradzić nie mogę…

Czytając powyższy opis, można wywnioskować –bajeczna historia. Magiczna, tajemnicza, więc czegóż chcieć więcej…? Na przykład bardziej rozbudowanego zakończenia, a może wręcz pociągnięcia akcji nieco dalej, a nie urwania jej w dość nagły sposób, kiedy wcześniejsze opisy były rozwlekane do granic szczegółowości, człowiek oczekuje, że tak będzie do ostatniej strony. Niespodzianka. Kiedy czytać aż się chce, kiedy łakniesz więcej, dostajesz nagle okrojone wyjaśnienia, jedno za drugim i bach! –koniec. 

Właściwie to mam mieszane uczucia co do tej książki. Bo z jednej strony czytało się ją szybko i była wciągająca, a z drugiej strony, jakby ją doszlifować, może trochę zmienić, to byłaby ciekawsza. Brakowało mi w tej historii jakby „kropki nad i”, tego czegoś, co by sprawiło, że z czystym sumieniem mogłabym powiedzieć – r e w e l a c j a.

Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Haley Tanner, Vaclav i Lena, W.A.B. 2011, s. 328.

26 lut 2011

-Wspaniałe podróże na każdą kieszeń-

Po „Wspaniałe podróże na każdą kieszeń” sięgnęłam w momencie, gdy tęskno mi było do prawdziwych podróży. Muszę przyznać, iż ów papierowe wojaże były równie interesujące i odkrywcze. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak wyruszyć w świat śladami Tadeusza Chudeckiego.

Zacznijmy od słowa WSTĘPU – tutaj autor przybliża nam jak to się w ogóle zaczęło. Od nieśmiałej turystyki, aż po wyprawy z upolowanym biletem, minimalnym bagażem i zapałem by zobaczyć wiele za niewiele. To prawda – znajdziemy tu kilka wskazówek jak zaopatrzyć się w tani bilet lotniczy, kolejowy, jak znaleźć tani hotelik, bądź kiedy najlepiej zwiedzać, żeby nie przepłacać. A potem w drogę!

Z panem Tadeuszem można zwiedzić m.in.:  Czechy, Bułgarię, Niemcy, Anglię, Włochy, Francję, Portugalię, Islandię, Norwegię, Turcję, Austrię, Hiszpanię oraz inne kraje naszego kontynentu. Ja każde z tych miejsc odwiedziłam w dogodnej dla siebie kolejności. Oprócz ogólnych opisów ciekawych zabytków, ich krótkiej historii itp., w poszczególnych ‘rozdziałach’ znajdziemy  także informacje: co zjeść, co wypić, kiedy jechać, co przywieźć, gdzie zjeść tanio i smacznie, znane przysłowia oraz ‘moje zdziwienia’, czyli np. gdzie malowanie bramek piłkarskich na renesansowych ścianach nie jest aktem wandalizmu, a koniecznością… Takie ciekawostki, wspomnienia autora, różnego rodzaju anegdotki o wiele bardziej skupiały moją uwagę aniżeli suche opisy zabytków.

Całość publikacji dopełnia duża ilość zdjęć. Jak pierwszy raz wzięłam książkę do ręki, to najpierw obejrzałam wszystkie fotografie, dopiero potem zabrałam się za czytanie. Niektóre ilustracje są niemalże bajeczne.

Dla zachowania równowagi będzie i uwaga krytyczna…, bo choć barwna jest to pozycja  i nie brak jej szczegółów, to dla kogoś, kto chce się w dane miejsce wybrać to jednak za mało. Nie ma tu map, chociażby mapek, opisów tras zwiedzania, adresów hoteli, czy restauracji. Całość jest bardzo ogólna i przypomina mi jakby szybki bieg po kolejnych krajach. Książkę polecam raczej osobom, które chcą sobie powspominać własne podróże, albo poczytać kilka ciekawostek o danym państwie. Na pewno nie jest to typowy przewodnik. Raczej ot miła podróżnicza lektura.

Jeżeli chcesz się dowiedzieć, gdzie jest płacząca kolumna - „podobno spełni się życzenie tego, kto po włożeniu w otwór kolumny zobaczy na nim kroplę” –łzę, albo kto uważa, że  „zakąska jest zachętą do wódki”, bądź w jakim kraju znajduje się dzielnica Josefov – miejsce, gdzie Hitler zamierzał utworzyć Muzeum Wymarłej Rasy – przeczytaj „Wspaniałe podróże na każdą kieszeń”. Zafunduj sobie tą niezwykłą czytelniczą podróż… 

Moja ocena: 5-/6
Dane o książce: Tadeusz Chudecki, Wspaniałe podróże na każdą kieszeń -czyli Europa za 100 euro, Publicat 2009, s. 253.

22 lut 2011

Masz jeszcze złudzenia…? – "BRAK ZŁUDZEŃ"


„Dziwny jest ten świat” - śpiewał Czesław Niemen. Dziwny był wtedy –kiedyś i dziwny jest teraz. A w całej tej ‘dziwności’ żyją ludzie. Różni. Dobrzy, źli, urodziwi, brzydcy, ufni, nieufni, bogaci, biedni… Niby inni, a jednak podobni… Bowiem wszyscy pragną jednego – ciepła drugiego człowieka. Z tym jednak bywa niejednakowo i o tym między innymi jest „Brak złudzeń”.

Książka Marcina Pietraszka, z pewnością nie trafi do osób lubujących się w historiach o Kopciuszkach, przeszczęśliwej miłości, idealnych bohaterach, którzy wiodą idealne życie. Książka ta jest gorzką prawdą o samotności we współczesnym świecie. Pokazuje, jak czasami ciężko jest żyć samemu, z poczuciem odtrącenia, wyalienowania, z poczuciem, że twój los jest ludziom całkowicie obojętny. 

Sytuację, kiedy to płeć przeciwna na twój widok wzdycha z rozczarowaniem, bądź omija cię szerokim łukiem, przetestował na sobie Walenty –jeden z bohaterów książki. Walenty to młody kawaler, wykształcony, pracujący, zadbany…, można by zapytać, czego mu brak? Urody, a co za tym idzie i partnerki. Wszelkie kontakty damsko-męskie w jego przypadku, albo w ogóle się nie zaczynają, albo kończą się bardzo szybko. Mężczyzna z dnia na dzień, z roku na rok, ma coraz mniejszą nadzieję, że ktoś go zechce, że znajdzie się kobieta, która pokocha go takiego, jakim jest. W odzyskaniu wiary pomaga Walentemu psychoterapeuta –Zygmunt. Obaj panowie spotykają się po pewnym czasie od zakończenia terapii. Były pacjent ochoczo opowiada o swoim obecnym życiu, terapeuta także próbuje coś opowiedzieć, jednak nie ma szans… Okazuje się, że współtowarzysz nie potrafi go wysłuchać, bo słuchać powinien tylko on. Żaden z nich, nawet nie przypuszcza, jak bardzo wkrótce będzie potrzebował czyjejś pomocy. Życie samo zweryfikuje, z jaką szybkością nadzieje obu panów zostaną rozwiane…

Walenty – samotny –nie z wyboru, samotny z powodu brzydoty…? Kochający, a niekochany. Dobry, ciepły, a ciepła i dobroci niedoświadczający. Niepotrzebny nikomu…?

Zygmunt – psychoterapeuta, wskazujący innym właściwą drogę, wyrozumiały, odpowiedzialny, leczący problemy innych, a we własnych osamotniony. Chciałby coś powiedzieć, ale ciągle mówią inni. A naprawdę miałby o czym opowiadać… 

„Brak złudzeń” to nie historyjka z happy endem. Nie jest to także pozycja przepełniona słodyczą czy szczęściem. Momentami odnosiłam wrażenie, iż jest to na wskroś prawdziwa opowieść –taka z życia wzięta. Nie wszystkim bowiem w życiu pisane jest spełnienie, radość dzielenia się dniem z drugą osobą. Pomyślałeś kiedyś czytelniku, ilu samotnych żyje dookoła…? Jeżeli jesteś szczęśliwy – szanuj to, jeżeli kropla w krople przypominasz Walentego i jesteś sam – masz jeszcze złudzenia, że los się do ciebie uśmiechnie…?

-------->  BRAK ZŁUDZEŃ!

Polecam gorąco - lektura bardzo wciągająca, przesiąknięta autentyzmem, napisana dobrym językiem, niestroniąca  od trafnych nawiązań, momentami ironiczna i zabawna, momentami smutna i refleksyjna. Czytając, myślisz sobie „dziwny ten świat, świat ludzkich spraw”, gdzie w gruncie rzeczy mało ważny jest drugi człowiek… Zwłaszcza człowiek samotny.

Moja ocena: 5/6
Dane o książce: Marcin Pietraszek, Brak złudzeń, COMM 2010, s. 175.


 - Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl -

19 lut 2011

LEKTOR - film i książka...


Jak zwykle obiecywałam sobie, że najpierw przeczytam książkę, a stało się zupełnie odwrotnie… Czasami tak wychodzi, że sięgam po daną lekturę dopiero po obejrzeniu jej filmowej adaptacji. Porównuję wtedy, czym się różnią, albo po prostu karmię się na nowo emocjami, pogłębiam ekranowy obraz. Tak było i tym razem. 

We wstępie wspomnę, iż zakończenie papierowego Lektora, o wiele bardziej przypadło mi do gustu aniżeli zakończenie filmu. W filmie, poczułam jakby pewien niedosyt, wręcz rozczarowanie takim przebiegiem wydarzeń. W książce całość spięta jest klamrą, wszystko ma swoje uzasadnienie, opowieść głównego bohatera jest kompletna, bardziej szczegółowa. 

Idąc dalej drogą film – książka,  mogłam przypuszczać, iż w postaci Hanny będę widzieć kreację Kate Winslet… Szczerze, nie przeszkadzało mi to. Czytając, miałam wrażenie, że film i książka się przenikają, uzupełniają, ba, nawet klika dialogów z lektury znajduje swoje dokładne odzwierciedlenie na ekranie – słowo w słowo. Tak więc czytając Lektora, czułam się trochę tak, jakbym od innej strony przeżywała wersję ekranową. 

Zmierzając do sedna – Lektor to historia miłości dość kontrowersyjnej, miłości pomiędzy piętnastoletnim chłopcem, a dojrzałą kobietą. A wszystko ma początek w ulicznej bramie, gdzie Michael słabnie, a pomocną dłoń wyciąga do niego Hanna, przyszła kochanka. W tym momencie trudno jeszcze mówić o pożądaniu. Raczej jest to fascynacja, ciekawość. Początek dla namiętnego romansu, który kończy się wraz z nagłą ‘ucieczką’ kobiety. Hanna powróci po kilku latach… Michael –już jako student prawa, zobaczy swoją byłą kochankę na sali rozpraw. Sądzona za nazistowskie zbrodnie Hanna, na nowo wedrze się w jego życie… 

Lektor – ma podwójne dno. Z jednej strony jest to opowieść o miłości, pokusiłabym się o stwierdzenie miłości obsesyjnej, fantazyjnej… Rytuałem kochanków jest bardzo dokładne mycie się i głośne czytanie książek przed stosunkiem. Książki czyta Michael, który z trudem powstrzymuje rosnące w nim żądze, wie jednak, że dopóki nie dokończy lektury, Hanna nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Z drugiej zaś strony Lektor, to próba rozliczenia się młodego pokolenia Niemców ze zbrodniami ich przodków. Stąd wątek w sądzie, nawiązania do obozów koncentracyjnych. Michael –przedstawiciel ówczesnej młodzieży, miota się pomiędzy obrazami straszliwych zbrodni, obrazem Hanny strażniczki, która w nich uczestniczyła, a obrazem Hanny kochanki, która była mu bardzo bliska. 

Jaki finał czeka kochanków…? Jaki będzie wyrok sądu w sprawie Hanny? Czy kobieta odważy się zdradzić tajemnicę, która może uratować ją od wieloletniego więzienia? Czy Michael zapomni o dawnej przyjaciółce…? Tego wszystkiego dowiecie się czytając, bądź oglądając Lektora. Ja ze swojej strony, mogę powiedzieć, iż oceniam książkę pozytywnie. Jest hipnotyzująca i ciekawa. Ma dość specyficzny klimat, który jednych może przyciągnąć, innych odrzucić… 

Moja ocena: 5-/6
Dane o książce: Bernhard Schlink, Lektor, MUZA 2009, s. 166.

16 lut 2011

Jon Krakauer -Eiger wyśniony-

Czy kiedyś pragnąłeś czegoś bardzo mocno? Tak mocno, że byłeś gotów na każde poświęcenie? Nawet za cenę śmierci…? Oni tak. A mowa o alpinistach.

Jon Krakauer –amerykański alpinista, dziennikarz i pisarz, jak nikt inny poprowadzi nas w świat ekstremalnych historii osób, które ponad wszystko pokochały góry. Autor takich książek jak „Wszystko za życie”, czy „Wszystko za Everest”, mnie dał się odkryć w publikacji pod tytułem „Eiger wyśniony”. Książka ta, to próba wyjaśnienia mitów na temat szeroko pojętego alpinizmu. To także próba odpowiedzi na pytanie -dlaczego ludzie chcą zdobywać szczyty? Oraz jak wiele odcieni ma wspinaczka górska –od nudy począwszy, a skończywszy na adrenalinie. 


Dwanaście odrębnych historii. Każda traktująca o nowym zagadnieniu. Co je ze sobą łączy? Góry, wspinaczka i wszystko, co z tym związane. Jest i o narodzinach sportu zwanego boulderingiem (wspinanie się na głazy), jest o Ścianie Śmierci (północna ściana Eigeru), która pokonała setki alpinistów, jest o silnym wietrze, który topi lód i sprowadza lawiny, a nawet sprzyja samobójstwom –foehn –tak się ów wiatr nazywa, jest i o tym, że zamarznięte wodospady, takie jak Wowie Zowie stały się obiektem wypraw, jest o kanioningu, czyli zdobywaniu nieodkrytych kanionów Mogollon. O uwięzionych w namiocie i ich pomysłowych rozwiązaniach na nudę. Niby namiot mały, niby prowiantu niewiele, a rozrywek bez liku –liczenie nici w zadaszeniu, gra w wymyślony monopol, konwersacje, kłótnie. Jest też o sporze o najwyższą górę świata. Czyżby wszyscy wspinali się na niewłaściwą…? Everest, Anye Machin, czy K2 –która wygra pomiarowy wyścig? I jest także o kurorcie, gdzie ekstremalne sporty zimowe takie jak: zloty ze szczytów gór na paralotniach, zjazdy na nartorolkach, nie są zakazane, a wręcz pożądane. Nie sposób wymienić wszystkiego. Mnogość ciekawych tematów jest imponująca. Muszę przyznać, iż ja –laik w sprawach górskich wędrówek i wspinaczek, dosłownie zaczytałam się w tych historiach.

Warto zwrócić uwagę, iż książka jest tak napisana, że przypadnie do gustu zarówno amatorom, jak i pasjonatom alpinizmu. Nie przytłacza nadmierną ilością faktów oraz specjalistycznego nazewnictwa, ale i nie omija ważnych, kluczowych dla rozdziału spraw. Z pewnością jest to lektura pełna uwielbienia dla wspinaczki wysokogórskiej, pokazująca, jak bardzo można się poświęcić, żeby zdobywać szczyty. Kiedy czytasz fragment taki jak ten: „Ciała tych, którzy spadli –czasami znajdowano je wiele lat później –były wysuszone i rozczłonkowane. Zwłoki jednego z włoskich alpinistów wisiały na linie –niedostępne, lecz widoczne z dołu –przez trzy lata, okryte lodową skorupą w zimie i kołysane wiatrem w lecie”, myślisz sobie -przerażające. Ale dla nich –wspinających się –góry to nieraz całe życie – a ponoć jakie życie, taka śmierć…

Książka przywodzi na myśl coś jakby pamiętnik, dziennik z podróży. Ma dość ciekawą formę –lekko zaokrąglone krawędzie kartek, zapinana niczym teczka, w środku przyklejone na klej zdjęcia i rozkładany plakat północnej ściany Eigeru. Jeśli do tego dołożysz wszechobecny klimat autentyczności i przystępny język, zgrabnie podane fakty, nazwiska i daty, to otrzymasz książkę po którą z pewnością sięgnąć warto.

Mówiąc pół żartem, pół serio -zakochałam się w górach! Jedyne, co mnie powstrzymuje przed wspinaczką, to brak doświadczenia, sprzętu, pieniędzy, lęk wysokości i słaby żołądek, gdyby nie to, już bym marzyła o Eigerze… Na dzień dzisiejszy pozostaje mi lektura. Wyjątkowa lektura, bo na pewno jeszcze nie raz powrócę do książki „Eiger wyśniony”.

Moja ocena: 6/6
Dane o książce: Jon Krakauer, Eiger wyśniony, Mayfly 2010, s.232.


-Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl-

15 lut 2011

Mój pierszy stosik!

Jaki stosik jest, każdy widzi, ale w celu dokładniejszego poznania, przedstawiam szczegóły ->

 

Wspaniałe podróże na każdą kieszeń, czyli Europa za 100 euro [Tadeusz Chudecki] – zbliża się wiosna, zbliża się czas na wycieczki małe i duże, więc postanowiłam się w ów przewodnik zaopatrzyć :)

Vademecum Języka Angielskiego – wygrana w kanapowym konkursie (motywuję się, żeby podszkolić angielski).

Lektor [Bernhard Schlink] – zauroczona filmem, postanowiłam poszerzyć odczucia o lekturę.

Wszystko za życie [Jon Krakauer] – wznowienie nakładu i jednocześnie ulga dla mojej kieszeni, oraz przytarcie nosa pewnym cwaniakom, którzy sprzedawali książkę na allegro (jako unikat) za niemałe kwoty!

Książę mgły [Carlos Ruiz Zafón] – nadrabiam zaległości.

Światła pochylenie [Laura Whitcomb]  – wypożyczona z biblioteki, do jej przeczytania zachęciła mnie jedna z Waszych recenzji.

Torowisko [Tadeusz Żuczkowski] – polecona przez czytającego kolegę.

Wszystko, co kocham [Jacek Borcuch] – zabrana z bibliotecznej półki w porywie ciekawości.

Historia Nie-Skończona [Mariusz Byliński] – biblioteczna nowość mojej miejscowości, taka ładna i niezniszczona, więc przygarnęłam :)

 

Przyznaję się, że nie wiedziałam, od której książki zacząć i w rezultacie zaczęłam czytać kilka po trochu... W końcu stanęło na Lektorze. A jaki byłby Wasz wybór...???


12 lut 2011

GRZECH - Josephine Hart


Bo to zła kobieta była… czyli o tym, jak zazdrość niszczy życie.

Na książkę natknęłam się w bibliotece. Nie słyszałam o niej wcześniej. Zaintrygowana opisem z okładki, zabrałam lekturę do domu. I co też takiego przyniosłam…?

„Grzech”, to historia pewnej kobiety o imieniu Ruth. Ładnej, utalentowanej, wywodzącej się z domu magnata prasowego.  Można powiedzieć – miała wszystko, a jednak najbardziej na świecie pragnęła jednego – być tą pierwszą, jedyną i nigdy nie mieć siostry… Kuriozalne marzenie zniweczyła osierocona kuzynka, którą przyjęto w Lexington, jakby była pierworodną córką właścicieli. Zdaniem Ruth, Elizabeth zajęła należne jej miejsce. Ukradła uwagę najbliższych, zniszczyła dzieciństwo, wpędziła w sidła zła i zazdrości. To Elizabeth była tą dobrą, skromną dziewczynką. Ruth od zawsze była jej przeciwieństwem. I choć w życiu osiągnęła wiele, ciągle chciała więcej - dążyła do zniszczenia rywalki – chciała odebrać fałszywej siostrze wszystko, co niesłusznie dostała od losu. Czy jej się to udało, tego już nie zdradzę…, zapraszam do lektury.

Nienawiść. Obsesja. Uzależnienie. Dość przenikliwy obraz kobiety pozostającej w niewoli swojego wnętrza. Kobiety, która sama siebie pyta: „Gdybym nigdy jej nie spotkała, czy byłabym dobra?”. Kobiety, która ma obsesję na punkcie przyszywanej siostry.  Kradnie Elizabeth ubrania, jej ulubione rzeczy, ubiera na głowę jasną perukę i udaję, że jest nią –tą znienawidzoną anielicą, uwielbianą i pełną miłości. 

Nie mogę tej lekturze zarzucić, iż jest nieciekawa. Nie mogę też zarzucić, iż wieje z niej nudą. Na niewielkiej ilości stron, autorce udało się zawrzeć wiele treści. Nie jest to jednak książka z wysokiej półki, ot taka, na jedno popołudnie. Momentami ja –czytelnik zaczynam się zastanawiać, co też takiego pani Hart chciała mi przekazać? Właściwie trudno doszukiwać się tu jakiegoś przesłania. Może o to chodzi, żeby czytać „Grzech” jako historię grzesznej Ruth i nic ponad to. Po prostu, być milczącym obserwatorem motywów, dla których ktoś staje się złym człowiekiem. W końcu skąd się bierze to zło, grzech, nienawiść? 

Wszystko, rodzi się powoli, potem rośnie, czasem w porę przestanie wzrastać, czasem rozrasta się tak, że już nie można nic z tym zrobić. I tak powstaje -GRZECH-.

Moja ocena 3-/6

Dane o książce: Josephine Hart, Grzech, Rebis 2006, s.148.

11 lut 2011

Tajemnica zapomnianego ogrodu...

„Trzy pokolenia kobiet i łącząca je tajemnica”. Czyli dzieło Kate Morton –specjalistki od baśniowych intryg. Tutaj jakby każde jedno słowo jest przemyślane… Metaforyczne opisy, dosłownie czuć magię ziejąca z kartek powieści. Powoli zgłębiamy tajemnicę, za tajemnicą, a wszystko zaczyna się w roku 1913. Na statku płynącym do Australii zostaje porzucona mała dziewczynka. Przygarnięta przez bezdzietną rodzinę,  w wieku 21 lat dowiaduje się prawdy o sobie. By odzyskać swoją tożsamość, swoją przeszłość udaje się do Anglii. Tam wpada w wir poszukiwań i coraz to nowszych sekretów. Ostatecznie zagadkę przeszłości odkrywa jej wnuczka, która po wielu latach wyruszy w podobną podróż.

Muszę przyznać, iż początkowo obawiałam się wielości dat, szczegółów, imion, nazwisk, powiązań, tego, że jakiś ważny detal przegapię i już nie rozwiążę zagadki… Daty są, imion również do wyboru do koloru, a mimo to jakoś się odnalazłam. Po pewnym czasie książka tak zaciekawia, że już nie sposób jej zostawić. 

W czasie czytania, miałam wrażeniu, że „Zapomniany ogród” to po części parafraza „Tajemniczego ogrodu” autorstwa Burnett Frances Hodgson. Czym się różnią? Zapomniany ogród to miejsce, w którym kiedyś doszło do mało chwalebnych czynów, miejsce stworzone dla idei, przyjaźni, piękne i magiczne, a jednak miejsce, które przyniosło zgorszenie i sprowadziło klęskę na głównych bohaterów. Tajemniczy ogród to z kolei azyl, ogród przemiany, odrodzenia, ogród w którym kaleki chłopiec stawia pierwsze kroki, to miejsce gdzie wracają wspomnienia, jednak te wspomnienia są kojące i dobre. W obu przypadkach –dziewczynki, które odkryły otoczony murem ogród, stworzyły z niego swoje królestwo. Przywróciły go do życia, dla Mary z „Tajemniczego ogrodu”, był to triumf, dla Elizy z powieści pani Morton, była to niemalże własnoręcznie wykonana pułapka. Takich podobieństw, nawiązań do innych znanych dzieł literatury znalazłam w „Zapomnianym ogrodzie” kilka. Baśnie pisane przez Elizę, przypominały mi opowieści braci Grimm, sama bohaterka przyznała, że chciałaby podróżować i pisać tak jak oni. Jest i po trosze ze „Śpiącej Królewny”, z „Roszpunki”, są i opowieści o piratach, wielkich statkach -ich dziewiczych rejsach, są intrygi rodem z dynastii Tudorów i wiele, wiele innych. Jednym zdaniem –„Zapomniany ogród” to ponad pięćset stron dobrej literatury. 

Moja ocena 5+/6
Dane o książce: Kate Morton, Zapomniany ogród, Albatros 2009, s. 536.

9 lut 2011

-------- Król z żelaza ----------

Z czytelniczej powinności i królewskiego rozkazu, jednakowoż dla czystej przyjemności recenzję takową napisałam -> 

Z rozkazu króla, nakazuję ci czytelniku –zatrzymaj się na chwilę i przeczytaj, co następuje…

Każdy, kto mówi –chciałbym żyć w tamtych czasach, kiedy to ucztowano, bawiono się i romansowano –niech baczy na swoje słowa. Tylko król wiódł iście królewskie życie. Poddani woli króla i jego poplecznicy nic nie znaczyli. Nikt nie miał prawa znaczyć więcej niźli możny władca –a w tym przypadku Filip IV Piękny.

Maurice Druon –francuski pisarz stworzył dzieło ponadczasowe. Cykl „Królowie przeklęci” –traktujący o latach przed wybuchem wojny stuletniej, to dzieło zgoła mistrzowskie. Międzynarodowy bestseller. A wszystko zaczęło się od „Króla z żelaza” i znamiennej klątwy… „Przeklinam was! Przeklinam was! Niech wasze rody będą przeklęte aż do trzynastego pokolenia!”. Co prawda, postacie z książki są wyrazistsze niż ich historyczne odpowiedniki…, ale to nie ujmuje powieści autentyzmu. Cykl  oparty jest na  precyzyjnych badaniach materiałów źródłowych. Jedynie „czarne plamy historii” autor pozwala sobie uzupełnić o własną wyobraźnię. Warto wspomnieć iż całość serii liczy siedem tomów, a każdy kolejny zaznajamia nas z losami francuskiej korony, aż do Jana II Dobrego.

Co takiego jest w „Królu z żelaza”, że tuż po skończeniu lektury człowiek ma już chęć na więcej…? Jest wszystko, co powinna mieć dobra powieść historyczna. Władza, zemsta, intrygi, namiętność, świat szatańskich czarów i zabobonów, zdrad, widowiskowych tortur, dworskich uciech. A jeśli do tego dołoży się barwny język i autentyczne zapiski kronikarskie, powstaje lektura obok której nie można przejść obojętnie.

Przekonaj się sam… Dawno, dawno temu, we Francji czternastego wieku, żył król Filip IV Piękny wraz ze swoim dworem i całym królestwem. Król znany był z urody i twardej ręki. Rzezimieszków karał surowo, oddanych mu –wynagradzał. Zniewagi nie wybaczał nigdy. Tak też było w przypadku Jakuba de Molay –wielkiego mistrza templariuszy –niegdyś przyjaciela, później wroga. Tak i było w przypadku niewiernych żon trzech królewskich synów oraz ich kochanków. Jakaż to sroga kara ich spotkała… Czy uczciwa, czy słuszna? Na pewno ku przestrodze dla ludu.  Jak wiadomo  -tortury i publiczne egzekucje były wówczas na porządku dziennym. O!, jakie to ciężkie kaźnie przyszło oglądać, wiedzą tylko ci, co wówczas żyli. A ja z tego miejsca stwierdzam iż dobrze, że nie przyszło mi żyć za rządów królewskich… Jednak, gdyby się przyjrzeć tym wytwornym damom, giermkom, niewinnym zalotom, tajemnicom…, to porywające to były czasy.

Króla z żelaza –Filipa IV, niech każdy osądzi sam –niech zważy tylko na jedno, że niełatwo zaplanować swoje rządy, nie łatwo w życiu zaplanować cokolwiek i sumiennie to realizować. „Każdy człowiek sądzi naiwnie, że świat narodził się wraz z nim, i dlatego cierpi, kiedy w chwili, gdy ulatuje z niego życie, musi  zostawić wszechświat niedokończony. Tym bardziej cierpi król”. Gdyby założyć, że władca chciał dla królestwa dobrobytu, a tylko okoliczności mu nie sprzyjały i dlatego musiał postępować tak, a nie inaczej, to moja ocena dla panowania Filipa Pięknego byłaby dość wysoka.

Skupmy się na faktach. Jest ich bardzo dużo. Zaznaczyć trzeba iż Druon wierny pozostał historycznej prawdzie. Są daty, nazwiska, drzewa genealogiczne, przypisy oraz nazewnictwo znamienne dla opisywanej epoki. I tutaj się na chwilę zatrzymam. Dzięki lekturze dowiedziałam się cóż to takiego jest „wąż faraona”, „skrofuloza” –inaczej skrofuły lub zołzy, „lupanar”, „seneszal” i wiele, wiele innych.  Jednak jakże to wszystko miłe czytelnikowi, zupełnie inaczej aniżeli podręczniki do historii. Z takim podręcznikiem jak „Król z żelaza” na pewno zostałabym szkolną prymuską. W dziedzinie historii rzecz jasna.

Moja ocena 6/6

Dane o książce: Maurice Druon, Królowie przeklęci: Król z żelaza, t. I, Wydawnictwo Otwarte, 2010, s. 352.

7 lut 2011

Literacka podróż...

Czyli o tym, że i książka potrafi zabrać w nieznane. 

Kiedy nie mam możliwości wyjechać, gdzieś dalej, a jeździć lubię, wtedy wyruszam w drogę wraz z bohaterami powieści. Tak było w przypadku książki „Za zakrętem” [Marika Krajniewska], w której tłem wydarzeń jest współczesna Rosja. Przewracając kolejne strony powieści, odwiedziłam balet rosyjski, jechałam marszrutką, piłam czaj, szukałam wyciszenia w cerkwi –wszystko przy okazji poznawania losów dwóch kobiet. I mimo, że to był Petersburg, to mnie przypominała się wyprawa na Ukrainę i może dlatego, książka, była jakby bliższa.

Często, gdy odzywa się we mnie tęsknota za rzeczywistą wyprawą, sięgam po książki, w których miejsce wydarzeń jest mocno sprecyzowane. Paryż, Londyn, Barcelona, Rzym. I tak, Zafón zabrał mnie do Hiszpanii, z Ligocką zwiedziłam kilkanaście europejskich stolic, a nawet Amerykę, pani Elizabeth Kim pokazała mi Koreę, Kapuściński – Afrykę, a jeszcze ktoś inny Meksyk, Francję… 


Jak to dobrze, że czasem nie potrzeba biletu, walizki, a wystarczy usiąść wygodnie na kanapie i przenieść się w dowolne miejsce na globie. Nieprawdaż? 

Lubicie takie podróże? 

5 lut 2011

- PASKUDNA DZIEWCZYNA -


„Paskudna dziewczyna” autorstwa Margrit Schriber, to swoistego rodzaju przedstawianie dla dorosłych. Opowieść o brutalnym świecie taniej rozrywki. O tym, jak z chorej-wynaturzonej kobiety można zrobić atrakcję i jeszcze na tym zarobić. 

Bohaterka książki – Julia Pastrana, reklamowana przez właścicieli cyrków jako „kobieta- niedźwiedź”, „kobieta-małpa”, „najszkaradniejsze stworzenie wszechczasów” w rzeczywistości cierpiała na hipertrykozę, czyli nadmiar włosów na ciele. Żądny sławy i pieniędzy impresario wystawiał ją w swoim show i oddawał w ręce naukowców, oczywiście wszystko za odpowiednią zapłatę… Przypadkiem Pastrany zaciekawił się nawet Charles Darwin, klasyfikując ją jako brakujące ogniwo między małpą a człowiekiem.

Ogromne zainteresowanie, jakim cieszyły się występy „kobiety-goryla”, było znamienne dla opisywanych w książce czasów. Mowa o Latach panowania cara Piotra I –wielkiego fanatyka zdeformowanych ludzi. Chorobliwe, tudzież makabryczne upodobania elit, oraz szerokiej publiczności, dla ludzkich monstrów, tylko przysparzały ich menadżerom zysków i sławy. Nie dziwi więc fakt, że chętnie odkupywano od rodzin, zdeformowane dzieci –rodem z koszmarów sennych. Następnie przedstawiano je na odpustach, jarmarkach i w cyrkach. 

Takie też były losy Pastrany. Julia urodziła się w Meksyku. Została odkupiona od rodziców przez menadżera, Teodora Lenta. Według jego zmyślnego planu zarobkowego - była wystawiana w Europie i w Ameryce, a dla pogłębienia wrażenie, całkowicie izolowana od świata między przedstawieniami. To tylko wzmagało jej samotność i poczucie odrzucenia, ogromnej brzydoty. Kiedy Julia podupada na zdrowiu i jej kariera również, impresario bierze z nią ślub –co odbija się echem w prasie i środowisku. Pastrana znowu jest na fali. Wkrótce zachodzi w ciąże –Lent już liczy zyski z „dziecka-małpy”…

Impresario Lent ma jeszcze jedną kartę przetargową – tancerkę Rosie la Belle. Piękną, młodą, zupełnie inną od Julii. Na przedstawieniach to Rosie podnosi zasłonę z klatki potwora. Krzyczy, udaje przerażenie i ucieka za kulisy. Brawa zawsze zbiera „kobieta-małpa”. W końcu Rosie zostaje tancerką erotyczną i swoim występem wzbogaca show Lenta. Urodą ciała i tańca uwydatnia brzydotę towarzyszki –Julii Pastrany. Mimo rywalizacji, zazdrości i wielu różnic, pomiędzy kobietami rodzi się ciepła więź. Piękna i bestia zostają swoimi powierniczkami i przyjaciółkami w niedoli. 

Jednak żadne show nie trwa wiecznie i to już od bohaterów zależy, czy zejdą ze sceny w blasku fleszy, czy przegrani… jak było w przypadku ‘kobiety-małpy’, tancerki i ich opiekuna, niech każdy przekona się sam.

Podsumowując -książka jest napisana w dość nietypowy sposób. Jest wyrazista i przyciągająca. Inna- w dobrym tego słowa znaczeniu. 

Moja ocena: 4+/6