Wyobraź sobie, że siedzisz przy stole pełnym zapałek… Bierzesz jedną, potem drugą, kolejne. Przebierasz, zastanawiasz się, niektóre odrzucasz. Powoli, bez pośpiechu. Jedna do drugiej aż niepostrzeżenie coś z nich powstaje…
Tak jest z powieścią „Vaclav i Lena”. Zapałka do zapałki – strona do strony –nieśpiesznie, z dbałością o szczegóły, momentami filozoficznie, momentami monotonnie, a jednak coś człowieka ciągnie, żeby dojść do końca, czytać dalej… Może to magia?
Książka zachęca hasłami takimi jak: wszechobecna magia, miłość, która wszystko zwycięży, tajemnicze zniknięcie, barwni bohaterowie, a to wszystko z Ameryką i Rosją w tle… Tylko, czy tak jest do końca…?
„Vaclav i Lena” – dwójka przyjaciół, rosyjskich emigrantów, mieszkająca na nowojorskich przedmieściach. Oboje zafascynowani światem iluzji. Po kryjomu uczą się magicznych sztuczek i tworzą swoje kostiumy. Vaclav Wspaniały i jego piękna asystentka Lena – to dziecinne marzenie o sławie i pokazach, w pewnym momencie zostanie brutalnie przerwane... Drogi tych dwojga rozchodzą się na wiele lat. Nie ma to nic wspólnego z tajemniczym zniknięciem w skrzyni magika, Lena znika naprawdę. I tutaj magia – ta w znaczeniu dosłownym dobiega końca. Przez większą część książki poznajemy losy rozdzielonych bohaterów. Najpierw losy Vaclava, potem losy Leny. Ich drogi splotą się ponownie po kilku latach, ale czy na trwałe? Czy Vaclav –młodzieniec i Lena –młoda kobieta, poczują magię dawnych - wspólnie spędzonych chwil? Jaką tajemnicę skrywa dziewczyna i co z tym wszystkim ma wspólnego matka Vaclava? Tego niestety zdradzić nie mogę…
Czytając powyższy opis, można wywnioskować –bajeczna historia. Magiczna, tajemnicza, więc czegóż chcieć więcej…? Na przykład bardziej rozbudowanego zakończenia, a może wręcz pociągnięcia akcji nieco dalej, a nie urwania jej w dość nagły sposób, kiedy wcześniejsze opisy były rozwlekane do granic szczegółowości, człowiek oczekuje, że tak będzie do ostatniej strony. Niespodzianka. Kiedy czytać aż się chce, kiedy łakniesz więcej, dostajesz nagle okrojone wyjaśnienia, jedno za drugim i bach! –koniec.
Tak jest z powieścią „Vaclav i Lena”. Zapałka do zapałki – strona do strony –nieśpiesznie, z dbałością o szczegóły, momentami filozoficznie, momentami monotonnie, a jednak coś człowieka ciągnie, żeby dojść do końca, czytać dalej… Może to magia?
Książka zachęca hasłami takimi jak: wszechobecna magia, miłość, która wszystko zwycięży, tajemnicze zniknięcie, barwni bohaterowie, a to wszystko z Ameryką i Rosją w tle… Tylko, czy tak jest do końca…?
„Vaclav i Lena” – dwójka przyjaciół, rosyjskich emigrantów, mieszkająca na nowojorskich przedmieściach. Oboje zafascynowani światem iluzji. Po kryjomu uczą się magicznych sztuczek i tworzą swoje kostiumy. Vaclav Wspaniały i jego piękna asystentka Lena – to dziecinne marzenie o sławie i pokazach, w pewnym momencie zostanie brutalnie przerwane... Drogi tych dwojga rozchodzą się na wiele lat. Nie ma to nic wspólnego z tajemniczym zniknięciem w skrzyni magika, Lena znika naprawdę. I tutaj magia – ta w znaczeniu dosłownym dobiega końca. Przez większą część książki poznajemy losy rozdzielonych bohaterów. Najpierw losy Vaclava, potem losy Leny. Ich drogi splotą się ponownie po kilku latach, ale czy na trwałe? Czy Vaclav –młodzieniec i Lena –młoda kobieta, poczują magię dawnych - wspólnie spędzonych chwil? Jaką tajemnicę skrywa dziewczyna i co z tym wszystkim ma wspólnego matka Vaclava? Tego niestety zdradzić nie mogę…
Czytając powyższy opis, można wywnioskować –bajeczna historia. Magiczna, tajemnicza, więc czegóż chcieć więcej…? Na przykład bardziej rozbudowanego zakończenia, a może wręcz pociągnięcia akcji nieco dalej, a nie urwania jej w dość nagły sposób, kiedy wcześniejsze opisy były rozwlekane do granic szczegółowości, człowiek oczekuje, że tak będzie do ostatniej strony. Niespodzianka. Kiedy czytać aż się chce, kiedy łakniesz więcej, dostajesz nagle okrojone wyjaśnienia, jedno za drugim i bach! –koniec.
Właściwie to mam mieszane uczucia co do tej książki. Bo z jednej strony czytało się ją szybko i była wciągająca, a z drugiej strony, jakby ją doszlifować, może trochę zmienić, to byłaby ciekawsza. Brakowało mi w tej historii jakby „kropki nad i”, tego czegoś, co by sprawiło, że z czystym sumieniem mogłabym powiedzieć – r e w e l a c j a.
Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Haley Tanner, Vaclav i Lena, W.A.B. 2011, s. 328.