Maureen Lee jest cenioną autorką kilkunastu powieści. Dotychczas w Polsce ukazały się dwie z jej książek. Do przeczytania jednej z nich zachęciły mnie hasła takie jak: wojenna zawierucha, pasjonująca historia, miłość, tajemnice i zdrady. Muszę przyznać, że sama okładka, jak i widniejący na niej opis, także nie pozostawiły mnie obojętną. Jednym słowem „Wrześniowe dziewczynki” jawiły mi się jako obietnica pasjonującej literackiej podróży w dawne czasy…
Jest rok 1920. Pewnej burzowej wrześniowej nocy, w Liverpoolu przychodzą na świat dwie dziewczynki. W wyniku zrządzenia losu Eleanor i Brenna - tak różne od siebie kobiety rodzą pod jednym dachem. Jedna z pozoru ma wszystko to, o czym inne mogą marzyć – pieniądze, rodzinę, bogate stroje i piękny dom. Druga prócz kochającego męża i dzieci, nie ma nic, a mimo to jest szczęśliwsza. Wszystko je dzieli, a jedna noc sprawi, że ich losy połączą się już na zawsze. Po dziewiętnastu latach od pamiętnego wieczoru, ich córki będą musiały zmierzyć się z trudami życia w czasach wojny. A wszystko, co czeka obie rodziny, przesiąknięte będzie bólem, rozpaczą, uczuciami oraz nadzieją na nowe lepsze jutro.
„Wrześniowe dziewczynki” to powieść z typu tych, które czyta się nieśpiesznie, z wolna się nimi rozkoszując i z chęcią powracając do losów umieszczonych w niej bohaterów. Autorka bardzo zgrabnie przenosi czytelnika do Anglii lat dwudziestych, a następnie okresu drugiej wojny światowej. Odmalowując przy tym całą paletę ciekawych postaci. Dzięki pomocy książki Normana Longmate’a „How we live then” (Jak wtedy żyliśmy) pani Lee wiernie odtworzyła losy angielskich obywateli. Od ich stroju począwszy, poprzez warunki mieszkaniowe, pracę, zajęcia codzienne, aż do pożywienia i restrykcji okresu wojny. I ten element publikacji stanowi jedną z jej mocniejszych stron.
Do samej narracji nie mam co prawda większych zastrzeżeń, ale jednak pewne mam… Chodzi o uprzedzanie faktów. Autorka parokrotnie zdradza, co też się wydarzy u danego bohatera w dalekiej przyszłości. Być może ten zabieg w wielu czytelnikach wzbudzi wzmożone zainteresowanie, niestety na mnie podziałał on wręcz przeciwnie. Należę do tej grupy odbiorców, która ceni sobie element zaskoczenia, dla której niepewności wychodzące w trakcie lektury, tylko wzmagają czytelniczy apetyt. Ale, jak już mówiłam dla innych zdania typu: „Jakże zdziwiliby się oboje, gdyby wiedzieli, że nim minie półtora roku Marcus będzie miał nową, bardzo piękną żonę – w tym samym wieku co jego córka” – mogą być impulsem do dalszego czytania.
Ktoś mógłby powiedzieć: to już było…, wojna, splecione losy dwóch rodzin, to temat stary jak świat, cóż odkrywczego może być w takiej książce? Być może nic odkrywczego, ale z pewnością interesującego i wartego uwagi. Mogę zapewnić, iż miłośnicy zawiłych ludzkich losów nie odczują nudy i z pewnością miło spędzą czas przy prawie pięćset stronicowym dziele.
Moja ocena: 4+/6
Dane o książce: Maureen Lee, Wrześniowe dziewczynki, Świat Książki 2011, s. 472.
- Za książkę dziękuję Wydawnictwu Świat Książki -