Motyw podróży w czasie intryguje i przyciąga, może dlatego ,
iż wizja swobodnego przemieszczania się po wszystkich minionych epokach, to
marzenie wielu. Dobrze zatem towarzyszy się choćby
wyimaginowanym postaciom w ich czasoprzestrzennych eskapadach. Przyznaję, iż ja
również złapałam się w sidła książek o takowej tematyce. Trylogia czasu
autorstwa niemieckiej autorki Kerstin Gier daje mi się poznać z jak najlepszej
strony. Pierwszy tom serii - „Czerwień rubinu” niezwykle umiejętnie rozbudził
mój czytelniczy apetyt. Wszak nie sposób się oprzeć wartkiej akcji, zmyślnym
dialogom i ogólnie ciekawie zarysowanej fabule. Dlatego po drugi tom sięgnęłam
czym prędzej. Niepodobna będzie o nim pisać pomijając całkiem wydarzenia z początku
historii, a więc „Błękit szafiru” ocenię nieco przez pryzmat poprzedniej
powieści.
Fabuła obu powieści przedstawia się mniej więcej tak: nastoletnia Gwendolyn odkrywa, iż jest posiadaczką genu podróży w czasie. Po niekontrolowanych przeniesieniach do przeszłości, trafia w ręce tajnego bractwa kontrolującego poczynania pozostałych podróżujących. Tam poznaje Gideona – aroganckiego młodzieńca, który będzie jej towarzyszył w niejednej misji, a dodatkowo stanie się kimś więcej niż kompanem podróży... Sprawy jednak się komplikują: uczucie Gwendolyn i Gideona zostanie wystawione na niejedną próbę, tajemnice się mnożą, a czas ucieka…
Na czym polega fenomen tej serii, czym tak przyciąga, że nie sposób odłożyć książki, nim się jej nie przeczyta? Myślę, że w głównej mierze, to zasługa rozbudowanych i rzeczowych dialogów. Dzięki nim akcja idzie do przodu w tak ekspresowym tempie, że nie sposób się znudzić, nie sposób choćby na chwilę przystopować. Ów dialogi do tego, iż przekazują nam kluczowe wiadomości, dodatkowo bawią i intrygują – można z nich wyczytać wszystko: czuć ironiczny ton, czy charakterność bohaterów, jest i uszczypliwość, zawstydzenie, cięta riposta. A dzięki temu treści zawarte w powieści dosłownie się pochłania. Ta wielość konwersacji zapewne będzie na plus dla przeciwników rozległych opisów.
Nie będę ukrywać, iż „Błękit szafiru” nie jest książką wybitną. Chociaż zależy, w jakiej kategorii by to rozpatrywać… Jeżeli w kategorii powieści młodzieżowych: przesyconych ostatnimi czasy wampirami tudzież innymi dziwnymi stworami, seksem i stereotypami, to na ich czele prezentuje faktycznie dość wysoki poziom. Wprawdzie nie jest pozbawiona typowo młodzieżowych zwrotów, istot nadprzyrodzonych, czy też wątku miłosnego. Mimo tego jest dobrze. Jak się zachowa odpowiednie proporcje w ilości motywów i ich rozbudowania, to źle być nie może.
Fabuła obu powieści przedstawia się mniej więcej tak: nastoletnia Gwendolyn odkrywa, iż jest posiadaczką genu podróży w czasie. Po niekontrolowanych przeniesieniach do przeszłości, trafia w ręce tajnego bractwa kontrolującego poczynania pozostałych podróżujących. Tam poznaje Gideona – aroganckiego młodzieńca, który będzie jej towarzyszył w niejednej misji, a dodatkowo stanie się kimś więcej niż kompanem podróży... Sprawy jednak się komplikują: uczucie Gwendolyn i Gideona zostanie wystawione na niejedną próbę, tajemnice się mnożą, a czas ucieka…
Na czym polega fenomen tej serii, czym tak przyciąga, że nie sposób odłożyć książki, nim się jej nie przeczyta? Myślę, że w głównej mierze, to zasługa rozbudowanych i rzeczowych dialogów. Dzięki nim akcja idzie do przodu w tak ekspresowym tempie, że nie sposób się znudzić, nie sposób choćby na chwilę przystopować. Ów dialogi do tego, iż przekazują nam kluczowe wiadomości, dodatkowo bawią i intrygują – można z nich wyczytać wszystko: czuć ironiczny ton, czy charakterność bohaterów, jest i uszczypliwość, zawstydzenie, cięta riposta. A dzięki temu treści zawarte w powieści dosłownie się pochłania. Ta wielość konwersacji zapewne będzie na plus dla przeciwników rozległych opisów.
Nie będę ukrywać, iż „Błękit szafiru” nie jest książką wybitną. Chociaż zależy, w jakiej kategorii by to rozpatrywać… Jeżeli w kategorii powieści młodzieżowych: przesyconych ostatnimi czasy wampirami tudzież innymi dziwnymi stworami, seksem i stereotypami, to na ich czele prezentuje faktycznie dość wysoki poziom. Wprawdzie nie jest pozbawiona typowo młodzieżowych zwrotów, istot nadprzyrodzonych, czy też wątku miłosnego. Mimo tego jest dobrze. Jak się zachowa odpowiednie proporcje w ilości motywów i ich rozbudowania, to źle być nie może.
Jeśli przymknie się oko na naiwność niektórych fragmentów,
na brak powagi w wielu kwestiach, na typowo młodzieżowy język i prostą narrację,
to „Błękit szafiru” dostarczy czytającemu wielu pozytywnych wrażeń. Książkę tę,
zresztą jak i
pierwszą część cyklu, polecam, zwłaszcza nastoletnim odbiorcom. Sama zaś z
chęcią sięgnę po „Zieleń szmaragdu”. I mam nadzieję, że będzie ona równie
atrakcyjna, co jej poprzedniczki.
********
PS Zastanawiałam się, czy w ogóle jest sens pisać recenzję do książki, która ma
ich już tak wiele. Chociaż, z drugiej strony, może znajdzie się w tym
wirtualnym świecie jakaś osóbka, która dopiero poznaje bądź chce poznać
Trylogię czasu, tak jak ja. Wszystkie trzy części, jedna po drugiej, jakiś czas
od daty premiery.
Dane o książce: Kerstin Gier, Błękit Szafiru, Wydawnictwo Egmont 2011, s. 364.