False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

21 lut 2012

"Rozwiązła" – Jarosław Kamiński


„Rozwiązła” jest debiutem powieściowym Jarosława Kamińskiego. Scenarzysty, publicysty, autora sztuk teatralnych, dwóch tomików poezji, oraz zbioru esejów. Sięgając po jego książkę wiedziałam ni mniej, ni więcej jak to, że traktuje ona o Zofii – atrakcyjnej kobiecie dobiegającej czterdziestki i o jej kilkanaście lat młodszym partnerze Adamie. O tym jak społeczeństwo i rodzina zapatrują się na ich związek. O tajemnicach mających źródło w czasach PRL-u. Oraz o trudnym dzieciństwie w domu dziecka. To wszystko można wyczytać z opisu wydawcy i faktycznie ów opis znajduje odzwierciedlenie w treści. Jednak forma w jakiej przedstawiono wszystkie te wątki nie do końca do mnie przemówiła…

Sięgając po „Rozwiązłą” w pewnym stopniu zdawałam sobie sprawę, że grzecznie nie będzie, ale to co dostałam na samym początku, przerosło moje założenia. Ledwie rozpoczęłam czytanie, a już raczono mnie niedorzeczną sceną seksu przy stole i to na oczach całej rodziny. Nie będę ukrywać, że skoro już początek wzbudził we mnie niesmak, to i nie zapałałam radością na myśl o dalszej lekturze. Takie mocne uderzenie na samym wstępie sprawiło, że nie bardzo polubiłam parę głównych bohaterów… W palecie pozostałych także nie znalazłam swojego faworyta. Podobnie rzecz się miała z fabułą. Może to wina zbyt rozwlekłego tekstu. Potoku słów, który zalewa co ciekawsze fragmenty. Nie chcę się tutaj bawić w pisarza, ale niewątpliwe niektóre wątki można było skrócić, wydobywając z nich to, co najważniejsze. Co więcej…? Zdania w powieści są długie i zawiłe, a dialogów rozumianych w sensie tradycyjnym po prostu brak (są one wplecione w narrację). Ten dość mało popularny styl opowiadania może niejednemu utrudnić odbiór - albo się go polubi, albo nie. Ja należę do tej drugiej grupy. Taka narracja wymaga maksymalnego skupienia i wczucia się w lekturę. Niestety mnie się to nie udało, co oznacza, że droga od pierwszej strony książki, do strony pięćset trzydziestej dziewiątej, była dla mnie naprawdę niełatwa.

Jako że w każdej publikacji staram się dostrzec jakieś pozytywy, tak w tej szczególnie doceniam - wydanie. Ludzie pracujący nad przygotowaniem książki do druku spisali się wyśmienicie. W szczególności spodobał mi się projekt okładki oraz stron tytułowych – duża w tym też zasługa intrygującej i odważnej fotografii. Co ponad to? Ładna i czytelna czcionka oraz gustowny grzbiet. Szkoda tylko, że pod tą przykuwającą wzrok oprawą i na tych perfekcyjnie zadrukowanych kartkach nie odnalazłam treści, które by mnie zaciekawiły, poruszyły, czy choćby przykuły uwagę.

Cóż mogę powiedzieć… „Rozwiązła” okazała się być książką zupełnie nie w moim guście, ale czytałam i opinie zachwyconych nią czytelników. Metaforyzując – wszystko zależy od tego na jaki grunt trafi ziarno. Na jednym pięknie wzrośnie, w innym zaś obumrze. W moich rękach książka autorstwa Jarosława Kamińskiego nie miała szans na wydanie owocu. Może więc w rękach innego czytelnika jej się to uda…?

Dane o książce: Jarosław Kamiński, Rozwiązła, Wydawnictwo W.A.B. 2012, s. 544.

12 lut 2012

"Dziedzictwo Adama" - Astrid Rosenfeld * Minął rok... *

„Dziedzictwo Adama” to pierwsza książka napisana przez Astrid Rosenfeld. Brakuje jednak informacji skąd pomysł na taką, a nie inną powieść, czy jest w niej pierwiastek prawdy, czy może wszystko, o czym czytamy to fikcja… Powołując się na fragment tejże prozy można by zapytać: „Czy zaczynamy pisać dlatego, że jest ktoś, komu chcemy wszystko opowiedzieć? Czy zaczynamy opowiadać, bo myśl, że to, co było, ma po prostu zniknąć, jest nie do zniesienia?”. To już pozostanie sekretem autorki i ewentualnym wyjściem do rozmyślań dla czytelników. Ja mimo wszystko, będę ufać, że na kartach powieści uchowało się ziarnko czyjejś historii…

Może znajduje się ono w Berlinie w 2004 roku, gdzie młodzieniec o imieniu Edward prowadzi dość nieuporządkowane życie. A może nieco wcześniej, kiedy to Edward jest jeszcze młody i spotyka mężczyznę przypominającego Elvisa Presleya. Albo też ziarnko prawdy tkwi w pomieszanych relacjach rodzinnych, przemocy, o której nikt nie pamięta, w przypadkowym seksie, w okradaniu kościołów, czy w życiu bez szkoły, żadnej wiedzy? Najpewniej znaleźć by je można we wspomnieniach wojennych. W opowieści Adama o miłości w niezwykle trudnych czasach. A także w opowieści o getcie, o traktowaniu Żydów, o zachowaniu niemieckich oficerów i żądzy pieniądza. Może…

Książka została podzielona na trzy części: Edward, Adam, Dziedzictwo Adama. Pierwsza z nich podobała mi się najbardziej. Ze względu na sposób prowadzenia narracji, na samą treść, dodatkowo za nawiązanie do Elvisa i nietuzinkowy humor. Swobodna i barwna – tak bym ją w skrócie określiła i aż żal mi było, kiedy dobiegała końca. Część druga bowiem traktuje już o innym bohaterze. Tutaj akcja nieco spowalnia, robi się mniej wesoło…, a to za sprawą tematyki. Trwa wojna, w miastach wydzielane są getta, ktoś znika, ktoś ginie, ktoś kogoś szuka. I mimo, że nie jest brutalnie, nie czuje się lęku, albo choćby napięcia, to jest po prostu inaczej. Trzecia – ostatnia część to takie podsumowanie całej historii, rozwiązanie wątków, w pewnym sensie ukazanie zmiany, jaka zaszła w Edwardzie po zapoznaniu się z historią stryjecznego dziadka.

Złośliwiec mógłby napisać, że im dalej tym mniej zajmująco, a ja napiszę, że wraz z upływem stron opowieść nabiera coraz to nowszego wydźwięku. I trudno przewidzieć jak te zmiany, na kogo podziałają… Dla jednych to pierwsza część może być nużąca, a ta traktująca o czasie wojny – ciekawa i wciągająca. A jeżeliby rozpatrywać jakość całej publikacji, biorąc pod uwagę, że jest to debiut literacki, to wypada ona całkiem dobrze. Nie nudzi, nie irytuje, potrafi zaskoczyć trafna myślą, odważnym dialogiem, czy nieoczekiwanym zwrotem akcji.

Pokuszę się o małe porównanie… Książka „Dziedzictwo Adam” z pewnością nie jest rwącym górskim potokiem, raczej spokojnie płynąca rzeczką, która co jakiś czas ma mocniejszy poryw. Zatem wszyscy, którzy nie lubią skrajnych wrażeń, a cenią sobie równowagę, odnajdą się w tej lekturze wyśmienicie.

Moja ocena: 4-/6
Dane o książce: Astrid Rosenfeld, Dziedzictwo Adama, Wydawnictwo MUZA SA 2012, s. 320.
__________________________________________________________________________



5.02.2011.

I tak minął rok…
Wzlotów i upadków.
Lepszych recenzji i gorszych.
Książek ciekawych i tych nużących.
Owocnej współpracy z wydawnictwami.
Miłych odwiedzin i komentarzy.


Mam nadzieję, że kolejny rok działalności mojego bloga będzie równie intensywny i że London Boulevard doczeka się sędziwego wieku 8)

8 lut 2012

"Muzeum ciszy" - Yoko Ogawa


Pisząc o „Muzeum ciszy” ma się chęć odciąć na chwilę od wszelkich dźwięków. Skupić na tej niezwykłej prozie, na zdaniach, które zapadają w pamięć, słowach, które współgrają ze sobą tworząc harmonijną całość. Zastanawiam się teraz jakby tu podejść do oceny tej książki bez burzenia jej ładu i rozpraszania wrażeń, które pozostawiła. Wszak nie mogę wymownie milczeć, pozostawić pustych akapitów, przekazać tego co czuję bez użycia słów… Zatem postaram się to zrobić w tradycyjny sposób zachowując jednak pewną dozę delikatności i niedopowiedzeń.

Od pierwszych stron lektury poznajemy muzealnika, który przyjeżdża do niedużego miasteczka by wykonać zlecone mu zadanie. Ma stworzyć muzeum dla pewnej bardzo starej i bogatej kobiety. Jego pracodawczyni jest nieprzyjemna i odrażająca – ciągle wyciska sobie z czoła ropne krosty, ślini się, a do tego jest straszliwie pomarszczona. Swoją kolekcją pamiątek, którą gromadzi od czasów dzieciństwa, wprowadza przybysza w osłupienie. Pośród setek zebranych przez nią przedmiotów znaleźć można tubki farb z widocznymi śladami zębów, mumię psa pełną robaków, sekator ogrodnika, czy krążek domaciczny należący do prostytutki. Wszystkie te rzeczy łączy jedno – należały one do osób, które już nie żyją i zostały skradzione po ich śmierci. Muzealnik ma z tych nietypowych eksponatów stworzyć najprawdziwszą wystawę i co najważniejsze dbać o to, by ta wystawa się rozrastała…

Powiedzieć, że historia zawarta w książce Ogawy jest niepokojąca to za mało. Nazwać ją przejmującą będzie zaledwie cieniem trafnego określenia. „Muzeum ciszy” wpisuje się bowiem w konwencje literacką zwaną oniryzmem – realizm przeplata się tu z rzeczywistością ukazaną na kształt snu. Zwykłe czynności wykonywane przez bohaterów zyskują magicznej głębi. Niektóre wydarzenia opisano z dużą dokładnością i precyzją, inne przedstawiono skąpo. Dzięki czemu te pierwsze zyskały na wyrazistości, te drugie zaś wzbudziły masę pytań, na które czym prędzej chce się poznać odpowiedź. W pewnym momencie książka z dzieła filozoficznego zamienia się w thriller, który trzyma w napięciu i zaskakuje. Przemoc miesza się wówczas z pięknymi opisami, których celem jest przekazanie prawdy, że po zmarłych pozostaje jedynie kilka rzeczy i nieprzerwana cisza. Taka, której żadna z rzeczy nie napełni dźwiękiem.

Yoko Ogawa po mistrzowsku snuje klimatyczne opowieści, które mocno oddziałują na czytelnika. Jej atutem jest wyważona narracja i odwoływanie się do spraw zwykłych, a ujętych w niezwykły sposób. Nie często spotyka się takich autorów – którzy przy pomocy z pozoru prostych środków wyrazu, potrafią przerazić, wzbudzić lęk, czy wywołać uczucie obrzydzenia. U Ogawy oglądana pod mikroskopem żaba, a raczej jej części, bądź ślimak, czy też ludzki język przymarzły do lodu, wbite w skórę szkło – potrafią wstrząsnąć bardziej niż najbardziej krwawa i brutalna scena w innej książce.

Wszystkim, którzy jeszcze nie znają twórczości tej japońskiej pisarki polecam zapoznać się najpierw z książką „Muzeum ciszy”, gdyż według mnie jest ona jeszcze lepsza niż wydana w zeszłym roku „Miłość na marginesie”. Onieśmielająco dobra – tak bym ją określiła.

Moja ocena: 5/6
Dane o książce: Yoko Ogawa, Muzeum Ciszy, Wydawnictwo W.A.B. 2012, s. 296.

 - Za książkę dziękuję Wydawnictwu W.A.B. -