False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

23 cze 2011

"Romanse w Paryżu" - Barbara Rybałtowska

Jest taka brama nie wszystkim znana, co MIŁOŚCIĄ się zowie. Świadkowie mówią, że w zależności od tego, kto przed nią stanie, brama ta różne przybiera oblicze. Czasami bywa piękna, a przejście przez nią jest niezwykle proste. Innym razem wiąże się z cierpieniem i trudami. To byłoby na tyle jeżeli chodzi o moją metaforę miłości. A teraz przedstawię pokrótce jak prezentuje się miłość w powieści Romanse w Paryżu

Zacznijmy od początku. Są lata osiemdziesiąte, w Polsce ogłoszony zostaje stan wojenny, po zakupy stoi się w kilometrowych kolejkach, rzeczywistość ogólnie rysuje się szaro i pochmurnie. W Paryżu zaś rozkwitają kabarety z rosyjską i słowiańską nutą. Ludzie prowadzą bujne i wystawne życie, zwłaszcza paryska bohema artystyczna. Pewna polska artystka teatralna o imieniu Ewa dostaje szansę zasmakowania nowego życia. Wyjeżdża na ośmiomiesięczne stypendium do Paryża. Tam los postawi na jej drodze kogoś, kto zburzy dotychczasowy porządek jej dni… Mężczyznę, który sprawi, że młoda mężatka wróci do Paryża jeszcze nie jeden raz. Jak się potoczy ich losy, tego już nie zdradzę…

Po książkę tę sięgnęłam skuszona klimatycznym Paryżem. Mam także słabość do artystycznego światka, do uliczek rozbrzmiewających melodiami grajków, urokliwych zakątków i historii osadzonych w nastrojowej scenerii. I nie mogę książce odmówić braku tych wszystkich przymiotów. Jeszcze gdyby do tego dodać ciekawie skonstruowany wątek miłosny, to mogłaby powstać książka wręcz magiczna. Taka przy której można się zrelaksować, rozmarzyć, taka, która mimo iż czerpie ze znanych schematów, potrafi zaczarować czytelnika. Momentami takie właśnie są Romanse w Paryżu, ale niestety momentami też zahaczają o banał, a nadmierna słodycz aż mdli…  A uczucie rodzące się między dwojgiem bohaterów, powoli zamienia się w bajkę o księciu i księżniczce… Szkoda tylko, że brakuje w tej bajce choćby złej wiedźmy, albo czarnych charakterów, a jeżeli niektórzy pretendowali do tego miana to stanowczo za słabo. 

Powieść Rybałtowskiej to typowo kobieca literatura. Określiłabym ją mianem niewymyślnej historii miłosnej. Czyta się ją niezwykle szybko. Akcja jest dość wartka, dialogi przykuwają uwagę. I myślę, że pomimo tej ogólnej sielankowości, wprawdzie nieco przełamanej tragicznymi zdarzeniami, książka ta może umilić popołudnie, bądź wieczór niejednej czytelniczce. Wszak nie tylko dramatami, fantastyką, czy kryminałami czytelnik żyje…

♥♥♥

Moja ocena: 3/6
Dane o książce: Barbara Rybałtowska, Romanse w Paryżu, Axis Mundi 2009, s. 192.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu Axis Mundi -

18 komentarzy:

  1. Masz rację. Od czasu do czasu warto sięgnąć po coś lżejszego. Kto wie? Może trafię na tę lekturę:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem jak tam Paryż, ale dla mnie już okładka jest niezwykle klimatyczna. standardowych powieści miłosnych nie lubię, ale skoro są tu jakieś małe tragedie, to całość wygląda na strawną :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się zdjęcie z okładki, swoją drogą ciekawe czy zostało zrobione w Paryżu... Powieści o miłości, nawet tej bajkowej mają miejsce pośród moich książek. Masz rację, ileż można czytać dramatów ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja za Paryżem nigdy nie przepadałem...:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam "Romanse w Paryżu" i uważam, że Twoja recenzja jest lepsza od tej książki / tzn lepiej i ciekawiej napisana :) Wiele sobie obiecywałam po tej powieści, bo tematyka ciekawa i daje ogromne pole do popisu, ale niestety nie zachwyciła mnie, ot, taka sobie mdła opowieść, na jeden wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nemeni -miło usłyszeć taki komplement 8) Dzięki wielkie! Tak jak to widać w recenzji -ja także obiecywałam sobie wiele, a nieco się rozczarowałam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak mnie zastanawia czy kobiety faktycznie czegoś takiego oczekują po "typowo kobiecej literaturze"...? Czyli banalnej scenerii, banalnej historii z niezliczoną ilością cudownych wydarzeń, istnej bajki. I nie jest to zarzut ani do Ciebie, ani konkretnie do tej książki, chociaż po części tak...

    OdpowiedzUsuń
  8. Brzmi ciekawie ale ocena mnie przeraziła. Az tak słabe, bo babska książka czy słabe, bo słabe? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mr Joker –zaliczyłam tę książkę do lektur dla kobiet, czy też typowo kobiecych, gdyż w tej grupie docelowo doszukiwałabym się jej odbiorców. O ile kobieta może odnaleźć coś w tego typu historii –Paryż, dwoje zakochanych artystów, ich perypetie, malownicze tereny i istna sielanka, o tyle mężczyźnie byłoby trudniej przez to przebrnąć. A gdybym miała odpowiedzieć, czy właśnie tego szukają kobiety w literaturze – odpowiedziałabym, że nie tylko tego. Mnie samej zdarza się sięgać po takie książki bardzo rzadko, przeważnie zawsze się łudzę, że jednak trafię na iście magiczną, niebanalną opowieść o miłości…

    Tirindeth -liczyłam na więcej, dlatego dałam 3,5. Chyba jednak nie dla mnie takie romanse...

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Paryż <3 Jednak opowieści miłosnych, a raczej romansów nie lubię. Tak jak napisałaś mogłaby być tam jedna zła czarownica i już by było ciekawiej :D Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. mam wrażenie, że nie możesz się zdecydować, czy podobala ci się czy nie, a raczej, czy polecać, czy nie? Ale mogę się mylić, bo niestety z moim astygmatyzmem nie jestem w stanie czytać białych liter na czarnym tle. Dla Ciebie robię wyjątek, ale czytanie dosłownie boli, więc może mi coś umknęło z treści

    OdpowiedzUsuń
  12. Często powtarzam sobie ostatnie zdanie z Twojej recenzji ślęcząc nad jednym z niewygórowanych babskich czytadełek :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Okładka przyciąga oko ;)
    Fabuła trochę mniej, ale może się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasia.eire- ja odnoszę wrażenie, że Bellatriks się podobało do czasu, jak z książki zrobiła się ckliwa bajka. Tak to odbieram. Też mi się zdarzyło czytać takie babskie czytadła i niby do połknięcia były, zanim się lukier nie wylał :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Książka chyba również i mnie zauroczyłaby klimatem Paryża, ale po przeczytaniu pozostałabym raczej rozczarowana, bo kobieca literatura to nie to, czego obecnie potrzebuję. Jeżeli tak lubisz Paryż, a co za tym idzie świat artystów, klimat tego miasta, myślę że spodobałaby Ci się "Gra w klasy", w której mnóstwo spacerów, koncertów, kawiarni w tym właśnie mieście :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kasia.eire, myślę, że Marianna dobrze to ujęła: "Bellatriks się podobało do czasu, jak z książki zrobiła się ckliwa bajka" 8)

    Dzięki za wszystkie odwiedziny i widoczny ślad, lubię czytać Wasze komentarze ;))

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham, uwielbiam, ubóstwiam te twoje wstępy do recenzji ! Cudne !!!
    Jeśli spotkam książkę w biblio, to zapewne sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Już sam Paryż kusił. I autorka, wiele o niej słyszałam, czytać - jeszcze nie czytałam.
    Ale skoro książka średnia, odpuszczę ją, sięgnę po inne pozycje Rybałtowskiej :)

    OdpowiedzUsuń