Maria z Łączyńskich prowadziła spokojny żywot polskiej szlachcianki. Jako żona blisko pół wieku starszego szambelana Anastazego Walewskiego żyła z dala od dworskich uciech. Do czasu. Wszystko zmienia jedno wydarzenie – spotkanie z Napoleonem Bonaparte. Cesarz Francuski zauroczony młodą szambelanową, pragnie z niej uczynić swoją kochankę. Maria jednak daleka jest od cudzołóstwa i skutecznie broni się przed zalotami. Na te wieści do dworu Walewskich zaczynają zjeżdżać całe pielgrzymki, by przekonać Marię do uległości. Ówcześni przywódcy liczą, że dzięki jej wdziękom i podszeptom, Napoleon w końcu odbuduje kraj rozgrabiony przez Rosję, Austrię i Prusy. Walewska coraz mocniej pchana w ramiona wielkiego wodza, w końcu ulega naciskom i zostaje jego faworytą. Jak zakończy się ten słynny romans, tego już nie zdradzę… Zapraszam do lektury.
„Pani Walewska” na co wskazuje już wstęp i krótki zarys treści, jest powieścią historyczną. W bardzo udanym sposób łączy ona w sobie wydarzenia prawdziwe z literacką fikcją. Od razu zaznaczę, że jest to powieść, która absolutnie nie wieje nudą. Akcja idzie wartko, stylizacja języka literackiego wypada bardzo pomyślnie, a bohaterowie są barwni i dobrze nakreśleni. Do tego stopnia wciągnęła mnie fabuła, że nim się spostrzegłam dotarłam do stronicy dwusetnej, potem pięćsetnej i w rezultacie do końca. A że autor tak wymownie opisał dawne dzieje, aż żal było się z nimi rozstawać. Na tych bez mała ośmiuset stronicach „uczestniczyłam” w niejednym balu, byłam świadkiem zajmujących dysput, spisków, miłosnych podchodów, politycznych przepychanek, można by wręcz rzec - poczułam historię na własnej skórze. A wszystko to zasługa Wacława Gąsiorowskiego, który w bardzo przystępny sposób przenosi czytelnika w dawne czasy. Warto wspomnieć, iż Gąsiorowski swoją twórczością, a w szczególności powieściami historycznymi nawiązującymi do lat Epopei Napoleońskiej, inspirował nawet wybitnych pisarzy – choćby Stefana Żeromskiego. Ręczę, że miłośnicy tego typu powieści, poczują się zainspirowani równie mocno jak niegdysiejsi odbiorcy, a już na pewno zachęceni do sięgnięcia po inne książki pisarza. A jest spośród czego wybierać: „Bem”, „Huragan”, „Czarny Generał”, „Rok 1809”, „Królobójcy” i wiele innych. Istna uczta dla miłośników historii!
Wobec wszystkich plusów i pozytywów „Pani Walewska” ma i swoje słabsze strony… Wiadomo, jak to bywa w przypadku dzieła tak obszernego, trudno żeby wszystkie fragmenty jednakowo przypadły nam do gustu. Tutaj jest podobnie. Jedne treści czarują i ciekawią, inne zaś są mniej interesujące. Mnie osobiście nie przypadł do gustu opis losów brata Mari Walewskiej – porucznika Łączyńskiego. Drugim minusem, który utrudniał mi swobodną lekturę były przypisy umieszczone na końcu książki. Nie łatwo było co kawałek przewracać ponad siedemset stronic, by dowiedzieć się co oznacza jakiś wyraz z francuskiego itp. To moje jedyny zarzuty, jeżeli jakieś jeszcze były, to bynajmniej już o nich nie pamiętam (wszak musiały być mało istotne).
Jak widać, tak bardzo pozostałam w duchu powieści o czasach napoleońskich, że nawet po części, moja recenzja jawi się jak niedzisiejsza… To może świadczyć tylko o tym, że naprawdę warto sięgnąć po „Panią Walewską”. Warto zgłębić jej treść, poznać losy cesarskiego romansu i samemu ocenić, czy więcej w nim było miłości, czy jednak polityki…
Moja ocena: 5-/6
Dane o książce: Wacław Gąsiorowski, Pani Walewska, Wydawnictwo MG 2011, s. 760.
- Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG -
Recenzja mnie przekonała w 100%. Jak tylko będę miała okazję, z pewnością przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Matko, 800 stron? Nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam taką kobyłę :D. Ale to mam rozumieć, że książka została napisana nie ostatnio a wiele lat temu? Czy jak? Może kiedyś ją przeczytam, jak najdzie mnie ochota na takie klimaty :).
OdpowiedzUsuńCudną waćpanna recenzyje napisała - zacną i za serce mocno chwytliwą ;)
OdpowiedzUsuńC.S. -zgadza się, książka powstała, ujrzała światło dzienne w 1904 roku. Ja miałam przyjemność czytać jej nowe wydanie. Aż się sama dziwię, jak szybko mi minęło te kilkaset stron 8)
OdpowiedzUsuńUwielbiam opasłe powieści historyczne, a tu do tego i temat wybitnie kuszący :) Przypisy umieszczone na końcu to niestety wybitnie kiepski pomysł...
OdpowiedzUsuń800 stron? Aż taki kolos? Ale czemu nie?
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, 800 stron robi wrażenie, ale jeśli fabuła wciąga to nie stanowi to już problemu. Nie będę się przyznawać jak mało wiedziałam o Pani Walewskiej do tej pory... Z chęcią bym to nadrobiła.
OdpowiedzUsuńHistoria brzmi tak intrygująco i ciekawie, że nie sposób, aby nie być zachęconym po przeczytaniu recenzji książki! Choć z drugiej strony, odstrasza mnie ilość stron...
OdpowiedzUsuńMiałam ogromną ochotę przeczytać te książkę, jak tylko o niej usłyszałam. Jednak kilka negatywnych recenzji ostudziło mój zapał. Twoja opinia zachęca do przeczytania i chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się oderwać od tej recenzji, ależ mnie zaciekawiłaś! Doprawdy interesujący to musiał być romans, iż przedstawiono go w takiej obszernej formie. Nabrałam ogromnej chęci na lekturę "Pani Walewskiej", ogromnej! :)
OdpowiedzUsuńA ja mimo bardzo ciekawej recenzji chyba jednak ją sobie odpuszczę, ;)
OdpowiedzUsuńChoć nie ma to żadnego związku, nie potrafię przemóc się do książek wydawnictwa MG. Jakkolwiek pozytywne byłyby opinie. Nie mam pojęcia dlaczego.:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie;)
O nie, to książka w ogóle nie dla mnie, musiałabym bardzo mocno przełamać się, żeby zabrać się do czytania a w końcu nie chcemy żeby przygoda z książką była męką :-)
OdpowiedzUsuńRecenzja fantastyczna, ale chyba na razie sobie odpuszczę. ;) Może kiedyś.
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo ciekawa, książka też niczego sobie, więc może sięgnę po nią w przypływie dużej ilości czasu wolnego ;) Stron ma bowiem niemało.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu czytałam mangę (!) o Józefie Poniatowskim i tam też przewijała się pani Walewska. To była chyba jedyna w moim życiu manga, jaką przeczytałam, ale muszę przyznać, że mile połechtało mnie zainteresowanie Japończyków historią Polski ;)
OdpowiedzUsuńPani Walewska to bardzo ciekawa postać historyczna, a że kocham biografie to z chęcią przeczytałabym te książkę.
Zwykle ni czytam takich pozycji, jednak zachęciłaś mnie soją recenzją, a po książkę chętnie sięgnę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :P
Nie przepadam za tym okresem w historii, ale recenzje przekonuje mnie aby dać tej książce szansę ;)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam sobie, że od września choćby raz na dwa miesiące przeczytam jakąś książkę historyczną, bo one bardzo poszerzają wiedzę i horyzonty. Również Walewską wpiszę sobie na listę, bo książka prezentuje się nader ciekawie, a i ilość stron mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie, na coś takiego mam ochotę :)
OdpowiedzUsuńMój historyk z liceum wiele opowiadał o Wasilewskiej i chętnie zgłębię temat bardziej, szczególnie po Twojej recenzji. Świetnie, że powstają nowe wydania tak starych książek. Może kiedyś doczekam się nawet wydania wszystkich dzieł Kochanowskiego, bo aż wstyd, że ostatnie wydanie jego dzieł (podkreślam, że wszystkich) jest z 1859 roku...
OdpowiedzUsuńOczywiście o Walewskiej... Gdzie tam Wasilewska... Idę napić się kawy :)
OdpowiedzUsuńHej !
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię, do One Lovely Blog Award - http://kawa-ze-smietanka.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html , zapraszam.:D
Pozdrawiam ! :p
nie przepadam za taką tematyką i ta ilość stron trochę mnie przeraża, ale recenzja bardzo zachęcająca, także muszę się zastanowić :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco, a przede wszystkim intrygująco... ;) Będę jej szukała, tym bardziej, że historyczna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nominowałam Cię do One Lovely Blog Award. Zapraszam do zabawy! :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do One Lovely Blog Award. Zapraszam do zabawy! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję wygranej w konkursie na recenzję tygodnia, właśnie zobaczyłam :) Jest to całkowicie zasłużona nagroda! Czekam na Twoje kolejne recenzje, bo coś tutaj cicho... ;)
OdpowiedzUsuń