Brak śnieżnego
krajobrazu i lawinę zajęć oddalający mnie od małych przyjemności dnia
codziennego, rekompensuję sobie dobrą lekturą. Gdzieś na półce czeka „Dziecko
śniegu” Eowyn Ivey, a parę dni temu skończyłam czytać „Charlotte Isabel Hansen”(autor: Tore Renberg). Druga z wymienionych
książek, to był po trochę taki mój symboliczny powrót do Norwegii. Będąc w
sierpniu na wakacyjnym wyjeździe właśnie w tym kraju, zachwyciłam się nim do
tego stopnia, że w mniejszym, bądź większym stopniu norweska aura towarzyszy mi
po dziś dzień. I wiele z tej aury odnalazłam w opowieści, w której Jarle Klepp
gra pierwsze skrzypce. Dopóki na jego
drodze nie pojawi się siedmioletnia jasnowłosa osóbka…
Jarle Klepp to student literaturoznawstwa na berneńskim uniwersytecie. Prowadzi dość swobodne i bezproblemowe życie. Za dnia pisze pracę magisterską, a wieczorami imprezuje ze swoimi uczelnianymi znajomymi. Prowadząc filozoficzne dysputy przy wtórze alkoholu. Nie stroni też od uciech cielesnych. Pozostaje w luźnym erotycznym ‘związku’ z bogatą i urodziwą doktorantką Herdis Snartemo. Cały ten tryb zostaje pewnego dnia zaburzony… Jarle zostaje wezwany przez policję do testu na potwierdzenie ojcostwa. Wynik jest pozytywny. Okazuje się, że siedem lat wstecz, na zakrapianej imprezie (w czasach licealnych) dał początek nowemu życiu… Charlotte Isabel Hansen – tak ma na imię jego siedmioletnia córka. Dziewczynka zostaje wysłana przez matkę pod opieką ojca. I od tego momentu wiele się zmieni w studenckim życiu Jarle’a…
Jest 6 września 1997- pogrzeb księżnej Diany. Tak rozpocznie się znajomość ojca – w ogóle nie przygotowanego do tej roli i jego żywiołowej córki. Córki, która na przemian chce oglądać transmitowany w telewizji pogrzeb księżnej i tańczyć do przeboju zespołu Aqua „Barbie Girl” - czym wprowadzi swojego nowego tatę w osłupienie. A jeśli do tego doda się specjalną pastę do smarowania kanapek, Spice Girls i modne wówczas tamagotchi (elektroniczna zabawka) to przyznać trzeba, że Jarle Klepp nie będzie miał łatwego zadania.
Książka ta wymalowana jest dość ostrymi barwami. Nie brakuje w niej wulgaryzmów, ostrych uwag, czy fizyczności. Ale obok tego namalowano też wiele ciepła i takiej prawdy życia, dziecięcego spojrzenia na świat, poplątanych kolei ludzkiego losu. Jest więc barwnie. A najlepiej, że to wszystko dobrze ze sobą współgra, tworząc filozoficzno-obyczajową wciągającą całość.
Być może patrzyłam na tę publikację przez pryzmat oczarowania Norwegią w ogóle, dlatego też łatwiej było mi przebrnąć, przez długie (czasami zbędne) opisy autora. Może aż nazbyt filozoficzne, pokręcone, górnolotne. Niemniej jednak tekst następujący po ów opisach na nowo interesował i rekompensował chwilowy spadek zainteresowania.
Powieść tę mogę polecić fanom nieśpiesznie napisanych historii. Historii sentymentalnych, z wątkiem małej zagubionej w świecie dorosłych dziewczynki, wreszcie fanom historii zabawnych i odkrywczych. I co tu dużo ukrywać – miłośnikom stylu skandynawskiego – prostego i jednocześnie wielokolorowego w wyrazie.
* * * * * * * ** * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Jarle Klepp to student literaturoznawstwa na berneńskim uniwersytecie. Prowadzi dość swobodne i bezproblemowe życie. Za dnia pisze pracę magisterską, a wieczorami imprezuje ze swoimi uczelnianymi znajomymi. Prowadząc filozoficzne dysputy przy wtórze alkoholu. Nie stroni też od uciech cielesnych. Pozostaje w luźnym erotycznym ‘związku’ z bogatą i urodziwą doktorantką Herdis Snartemo. Cały ten tryb zostaje pewnego dnia zaburzony… Jarle zostaje wezwany przez policję do testu na potwierdzenie ojcostwa. Wynik jest pozytywny. Okazuje się, że siedem lat wstecz, na zakrapianej imprezie (w czasach licealnych) dał początek nowemu życiu… Charlotte Isabel Hansen – tak ma na imię jego siedmioletnia córka. Dziewczynka zostaje wysłana przez matkę pod opieką ojca. I od tego momentu wiele się zmieni w studenckim życiu Jarle’a…
Jest 6 września 1997- pogrzeb księżnej Diany. Tak rozpocznie się znajomość ojca – w ogóle nie przygotowanego do tej roli i jego żywiołowej córki. Córki, która na przemian chce oglądać transmitowany w telewizji pogrzeb księżnej i tańczyć do przeboju zespołu Aqua „Barbie Girl” - czym wprowadzi swojego nowego tatę w osłupienie. A jeśli do tego doda się specjalną pastę do smarowania kanapek, Spice Girls i modne wówczas tamagotchi (elektroniczna zabawka) to przyznać trzeba, że Jarle Klepp nie będzie miał łatwego zadania.
Książka ta wymalowana jest dość ostrymi barwami. Nie brakuje w niej wulgaryzmów, ostrych uwag, czy fizyczności. Ale obok tego namalowano też wiele ciepła i takiej prawdy życia, dziecięcego spojrzenia na świat, poplątanych kolei ludzkiego losu. Jest więc barwnie. A najlepiej, że to wszystko dobrze ze sobą współgra, tworząc filozoficzno-obyczajową wciągającą całość.
Być może patrzyłam na tę publikację przez pryzmat oczarowania Norwegią w ogóle, dlatego też łatwiej było mi przebrnąć, przez długie (czasami zbędne) opisy autora. Może aż nazbyt filozoficzne, pokręcone, górnolotne. Niemniej jednak tekst następujący po ów opisach na nowo interesował i rekompensował chwilowy spadek zainteresowania.
Powieść tę mogę polecić fanom nieśpiesznie napisanych historii. Historii sentymentalnych, z wątkiem małej zagubionej w świecie dorosłych dziewczynki, wreszcie fanom historii zabawnych i odkrywczych. I co tu dużo ukrywać – miłośnikom stylu skandynawskiego – prostego i jednocześnie wielokolorowego w wyrazie.
* * * * * * * ** * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Tak
oto dobre lektury, choćby takie jak powyższa, umilają mi ten zimowy czas. Liczę,
że w tej mroźnej części roku uda mi się nadrobić chociaż część czytelniczych
zaległości. Na półkach w domowej biblioteczce czeka wiele wspaniałych tytułów.
Będzie i trochę wolnego od pracy, więc może uda mi się zaszyć gdzieś w ciepłym
fotelu, w domowym zaciszu, z książką w rękach. Oby. Czego sobie i Wam życzę
w ten zimowy czas.
Wesołych Świąt Czytelnicy!
Zacznę od małego ale:
OdpowiedzUsuń"... , w ciepłym koncie domu z książką w rękach." - nie powinno być "kącie"? :)
A co do książki to raczej mnie do niej nie ciągnie. Ostatnio robię się dziwna i coraz mniej powieści mnie interesuje. A może to przez chorobę?
Pozdrawiam. :)
Życzę zatem szybkiego powrotu do zdrowia! 8)
UsuńA mnie zaciekawiłaś tą książką. Chyba raczej na pewno po nią sięgnę ;). Ostatnio przeczytałam inną norweską książkę i była właśnie taka: prosta a jednocześnie "wielokolorowa" jak to ujęłaś. Mam ochotę na więcej takiej literatury. Tutaj też podoba mi się okładka. Pozdrawiam i Wesołych Świąt :).
OdpowiedzUsuńNawet wiem, co czytałaś ;) Tak się składa, że sama jakiś czas temu sięgnęłam po tę książkę (całkiem niedawno). A sięgnęłam po nią ze względu na Madsa - bardzo lubię tego aktora i ciekawa byłam tej analogii do jego nazwiska...
UsuńTo po ciągnę dyskusję już tutaj. Książka rozczarowała cię, bo to nie był Mads, czy sama w sobie niezbyt przypadła ci do gustu? Ja wiedziałam, że bohater oprócz imienia nie ma z aktorem nic wspólnego, ale.... rozbawiło mnie, jak bardzo jednak ten "nie-Mads" był podobny do Madsa i jak bardzo autorka po prostu wykorzystała swoje zauroczenie aktorem, takie miałam wrażenie, poza tymi, które opisałam w recenzji, a które dotyczą samej powieści, bez analizowania "co miał autor na myśli" :).
UsuńW zasadzie to bardzo rozczarowała mnie ta książka. Myślałam, że będzie ona napisana na trochę wyższym poziomie. Historia, która cały czas toczy się od jednego dnia pracy w księgarni do kolejnego i opiera na małych wzmiankach z życia po pracy, no i te fantazje, to trochę za mało… W pewnym momencie złapałam się na takiej myśli: kiedy tutaj się coś wydarzy??? Po prostu nie odnalazłam się w tej bajce... 8)
UsuńMoże być ciekawa ta książka. I Tobie również zdrowych i spokojnych świąt :)
OdpowiedzUsuńCiesz się blogerko Bellatriks z mej pamięci i niech mają Cię w opiece najprawdziwsi wszyscy święci na Gwiazdkę i Nowy Rok! :)
OdpowiedzUsuńNorweskie klimaty to dobre klimaty, więc będę miała na uwadze tę Charlotte Isabel :)
Pozdrawiam ciepło!
Na podstawie tej książki powstał i film: "Jeg reiser alene" czyli "Podróżuję sam". Ja ciągle sobie obiecuję, że przeczytam najpierw książkę i dopiero obejrzę ten film. Muszę to w końcu zrobić ;) Mnie także trochę ciągnie w skandynawskie strony i chętnie sięgam po ich literaturę, czy gdzieś tam upycham w domu 'skandynawski design' :) Jeśli jeszcze nie czytałaś to polecam ci "Tam gdzie fiordy" (antologia nowel i opowiadań norweskich) -trzyma poziom.
OdpowiedzUsuńMam na uwadze tę książkę. Szkoda tylko, że jest ona w nie najlepszym stanie - w mojej bibliotece dostępny jest tylko jeden zniszczony egzemplarz. Może się jednak do niego przekonam 8)
UsuńJa na razie nie przeczytam, ale kiedyś raczej się skuszę - jeszcze chyba nie czytałam żadnej książki, której akcja dzieje się w Norwegii, a chętnie spróbuję czegoś nowego :)
OdpowiedzUsuńTobie również życzę wesołych Świąt, samych magicznych chwil, pieniędzy, zdrowia, świetnych książek i radości :)
izkalysa
Uwielbiam całą skandynawię i z chęcią siegam po literaturę z tamtych rejonów. Tore Renberg,a właściwie jego twórczość jest mi znana. Najwyżej mogę teraz obejrzeć ekranizacje jego powieści.
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą część i była rewelacyjna. Na drugą muszę zapolować :)
OdpowiedzUsuńRozumiem skąd to pozytywne podejście do książki. Sentyment robi swoje ;) Ja tak mam np. z Italią, jak chcę poczuć klimat tego miejsca, to lektura jest jak znalazł. Nie zawsze jest ona najwybitniejsza, ale czyta się ją dobrze :) Nazwałabym to magią umiejscowienia akcji!
OdpowiedzUsuńnie przepadam za literaturą skandynawska, ale swoją recenzja zachęciłaś mnie do tej powieści...spróbuję przeczytać :D
OdpowiedzUsuń