Pierwsze
spotkanie z twórczością danego pisarza może nas oczarować albo i nie, zachęcić
lub zniechęcić do kolejnych spotkań. „Opowiadania wszystkie” były takim moim
pierwszym zetknięciem z pisarstwem Leopolda Tyrmanda. I tak się złożyło, że
odebrałam je dwojako – nie oczarowały mnie, ale i nie przekreśliły w moich
oczach dorobku tego twórcy.
Natknęłam się na zdanie, w którym była mowa o tym, że trudno
zestawiać opowiadania Tyrmanda z jego powieściami, gdyż w tych pierwszych autor
dopiero szlifował swój pisarski warsztat. Mogę więc tylko żałować, że nie
zaczęłam od lektury choćby słynnego „Złego”… Nie ma jednak co roztrząsać
tematu, pora przejść do meritum. Zacznę od tego, iż opowiadania Tyrmanda dotychczas
rozproszone w różnych zbiorach i pismach, dopiero teraz doczekały się wydania
pod jedną okładką. Te pilnie zebrane opowieści pełne są wątków autobiograficznych,
toteż tym mogą zyskać sobie wielu zwolenników – fanów smaczków z życia
niewątpliwie interesującej jednostki. Ich poziom zaś prezentuje się rozmaicie.
Są bowiem historie, które zaskakują błyskotliwością słowa, ale są i takie,
które nużą. Istna mozaika tematów, ale z wyraźną przewagą sportu, polityki i
przeżyć wojennych. A jako że ja fanką sportu nie jestem, to i nie dostrzegłam
wspaniałości tychże opowiadań. Ale jak to w tego typu zbiorach bywa – istnieje
duża szansa, że trafi się i na coś swojego. I ja trafiłam. Jednak końcowy wynik
lekturowych wrażeń wypada raczej na niekorzyść Tyrmanda… Typ bohatera cwaniaka
przeplatający się co rusz na kartach książki zdecydowanie mnie nie uwiódł.
Nie uwiodły mnie także rozważania nad ludzką naturą, których
w rzeczonych opowiadaniach również na brakuje. Może za wyjątkiem tych zawartych
w opowieści: „Rower, czyli zemsta moralności”, gdzie typowy krętacz i kombinator
nie może uwierzyć, że nie wszyscy są tacy jak on i nie wszędzie ludzie
połakomią się na pozostawiony na ulicy rower... Gdyby było więcej tego typu
historii, moja ocena zbioru z pewnością byłaby wyższa.
We wstępie do jednej z powieści Tyrmanda przeczytałam: „Tylko całość jego różnorodnej twórczości pozwoli docenić wreszcie jak wybitnym pisarzem był Leopold Tyrmand (…)” i tak sobie myślę, że być może ja także muszę poznać inne dzieła tego pisarza, by móc się pod tym zdaniem podpisać. Jedno jest pewne – za ten pierwiastek autentyczności Tyrmand zasłużył na drugą szansę. Zasługuje też by w ogóle go poznać.
Dane o
książce: Leopold Tyrmand, Opowiadania wszystkie, Wydawnictwo MG 2012, s. 376.
- Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG -
Nie miałam jeszcze okazji poznać twórczości tego autora, ale jeśli chodzi o powyższą książkę, to raczej się na nią nie skuszę. Nie przepadam za opowiadaniami i jeżeli już jakieś czytam, to muszą mnie tematycznie ciekawić a tutaj już na wstępie nie czuje żadnego zainteresowania.
OdpowiedzUsuńA gdzie Ty się podziewałaś??? Prawie miesiąc Cię nie było widać ani słychać. Domyślam się, że pewnie coś innego zaprzątało ci uwagę :) Miło, że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńKsiążka, o której piszesz nie do końca wzbudza moje zainteresowanie. Opowiadania lubię, jednak nie tego typu...
Grunt, że zawsze wracam 8)
UsuńKsiążka od dłuższego czasu czeka na półce. Zobaczymy, czy mi przypadnie bardziej do gustu...
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości tego autora. Kto wie, może kiedyś będzie okazja, by ją poznać.
OdpowiedzUsuńO autorze nie słyszałam, a do książki nie jestem przekonana, tym razem sobie daruję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńmoże w przyszłości..
OdpowiedzUsuńpóki co jednak jakoś mnie nie ciągnie
pozdrawiam
Z przekory zaczęłabym od tej właśnie książki poznawanie dorobku Tyrmanda :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem przekonana.
OdpowiedzUsuńTwórczość Tyrmanda jest mi nieznana. Niestety nie zapowiada się na razie, że fakt ten ulegnie zmianie...
OdpowiedzUsuńTyrmand - to lubię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
monweg.blox.pl
Ciekawa pozycja. Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńCzytałam już jedną recenzję tej książki i raczej po nią nie sięgnę. Twoja recenzja też do końca nie zachęca, a i tak ostatnio mam coraz mniej czasu na czytanie.
OdpowiedzUsuń