False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

23 maj 2017

„Zapisane w wodzie” - Paula Hawkins

Autorka „Dziewczyny z pociągu” powróciła z thrillerem równie dobrym i interesującym jak jej debiutancka powieść. Można powiedzieć, że wszystko tu zostało skrojone na miarę ciekawej lektury. Są tajemnice, zagadkowe śmierci, błądzenie we wspomnieniach, jakaś nuta nostalgii, ludzkie dramaty, wartka akcja, intrygujące postacie… Mogłabym tak wymieniać, aż doszłabym do sedna - najnowszą książkę Hawkins czyta się bardzo dobrze i aż ma się chęci na kolejne. Pisarstwo tej autorki rozwija się we właściwym kierunku, w takim, za którym podąży niejeden czytelnik.

„Zapisane w wodzie” to historia pewnego Topieliska i ludzi mieszkających w jego pobliżu. Wiele dramatów rozegrało się w odmętach miejscowej wody. Mieszkańcy miasteczka żyją wspomnieniami, kiedy to teraźniejszość dostarcza coraz mocniejszych wrażeń. Topielisko zabrało kilka niewinnych istnień. Jedna z miejscowych – Nel Abbott, zbiera te wszystkie historie w całość – pisze książkę o kobietach, które straciły życie w odmętach Topieliska. Nie wszystkim się to podoba. Kilka dni przed śmiercią, Nel dzwoni do swojej siostry prosząc ją o pomoc. Jules milczy od dawna, bo od dawna też nie ma dobrych relacji z Nel. Będzie jednak musiała stawić czoła przeszłości i przybyć do miasteczka, z którego uciekła, by zaopiekować się swoją piętnastoletnią siostrzenicą. 

Tak się to pokrótce prezentuje. Dodam jeszcze, że niedługo przed śmiercią Nel Abbott, młoda dziewczyna popełniła w rzece samobójstwo. Co łączy te dwie sprawy? Czy to możliwe, że w tak krótkim odstępie czasu dwie kobiety zdecydowały się na tak drastyczny krok, czy jednak ktoś im pomógł pożegnać się ze światem…? Nic nie jest jasne. Trzeba sięgnąć do przeszłości, by spojrzeć na teraźniejszość pod dobrym kątem. Powoli dochodzimy do prawdy. Poznajemy ją wraz z bohaterami. A może nawet wiemy więcej od nich…

Czytając „Zapisane w wodzie” nie nudziłam się ani przez chwilę. Kiedy obowiązki wzywały i książkę trzeba było odłożyć, z wielką chęcią do niej wracałam, by kontynuować czytanie. Z czystym sumieniem mogę tę książkę polecić. Trzyma poziom!

Dane o książce: Paula Hawkins, Zapisane w wodzie, Świat Książki 2017, s. 368.

16 maj 2016

POD STOPAMI SŁOŃCA

Książka „Byle dalej. Pod stopami słońca” to moje drugie spotkanie z jej autorami. Spotkanie pozbawione obaw, bo pierwszą książkę Marty Owczarek i Bartłomieja Skowrońskiego czytało mi się bardzo dobrze. Dzięki obszernej relacji z ich podróży i ja mogłam wyruszyć w niecodzienną, bo „papierową podróż”, a jednocześnie zupełnie realną… A wszystko dzięki temu, że tak swobodnie prowadzona narracja, kolorowe fotografie odwiedzanych miejsc i interesujące opisy - sprawiły, że na czas lektury przeniosłam się w te wszystkie odległe zakątki naszego globu.

Tym razem wylądowałam w Azji Środkowej. Przyznaję się bez bicia, że nigdy nie był to mój wymarzony kierunek do wyjazdu i niewiele mi wiadomo na temat tamtejszych rejonów – sytuacji politycznej, kultury, itp. Ba! Nawet ciężko byłoby mi usytuować na mapie miejsca odwiedzone przez autorów. Do czasu! W miarę czytania, wszystko stawało się jaśniejsze, zaczęło interesować i nieco się przybliżyło, mimo dzielącej nas odległości geograficznej.

I tak oto udałam się wraz z autorami – na dwóch niedużych motocyklach, w szaloną wyprawę w kierunku Pamiru, a nawet dalej. Pokonałam po drodze Rosję i byłe radzieckie republiki Azji Środkowej. Aż dotarłam do Korytarza Wachańskiego (wąskiego równoleżnikowego pasa terytorium Afganistanu). I okazało się, że wiele miejsc, o których mogłam przeczytać, nie zostało naruszone przez zdobycze cywilizacyjne, a żyje się tam, jakby czas zatrzymał się dawno, dawno temu.

A ileż w opisywanych krajach absurdów i niedorzeczności. I tak, w Uzbekistanie ludzie krążą po mieście ze specjalnymi walizeczkami, bo rachunki trzeba tam regulować grubymi plikami pieniędzy (najwyższy uzbecki nominał to 1000 sumów, tj. nieco ponad 1 zł, a obiad kosztuje ok. 10.000 sumów). Natomiast w Turkiestanie mieści się absurdalne białe miasto Aszchabad. Rzędy białych budynków sąsiadują z ociekającym złotem pałacem prezydenckim. Nie można tu niczego fotografować. Nawet jeśli się uda, zdjęcia są kasowane. A ławeczki w parku nieopodal pałacu nie służą do siadania – mają po prostu ładnie wyglądać. Tego typu ciekawostek jest w książce o wiele więcej. Natomiast pod koniec tej ciekawej lektury znajdziemy dodatek dot. chleba. Tak, tak, to nie pomyłka. Nasi podróżnicy śledzili w trakcie podróży, jak polski bochenek wraz z upływem kilometrów, zmienia barwę i kształt. Przyjmując m.in. postać lepioszki.

Tym apetycznym akcentem, kończę kolejne spotkanie z twórczością małżeństwa podróżników. Jeżeli i Wy chcecie się udać w tą niezwykłą podróż – pełną przygód i informacji, to zapraszam do lektury „Byle dalej. Pod stopami słońca”.

Dane o książce: Owczarek Marta, Skowroński Bartłomiej, Byle dalej. Pod stopami słońca, Świat Książki 2016, s. 360.

10 gru 2014

Droga serca - M. John Harrison

„Wszystko zaczyna się pewnego upalnego majowego wieczora, gdy troje studentów Cambridge odprawia rytuał, który zmienia ich życie. Po latach żadne z nich nie pamięta, co dokładnie się wtedy wydarzyło, jednak nad ich zamglonymi wspomnieniami unosi się przytłaczająca groza. Pam Stuyvesant jest epileptyczką, którą nawiedzają dziwaczne zmysłowe wizje. Jej mąż Lucas wierzy, iż prześladuje go karłowaty stwór. Samozwańczy mag Yaxley wpada w obsesję na punkcie innej rzeczywistości, przerażającej i nieuchwytnej. Pozornie najmniej doświadczony przez los uczestnik rytuału (dręczony wonią róż) usiłuje pomóc swoim przyjaciołom uciec przed cierpieniem, które ogarnęło ich życie”.

„Droga serca” była dla mnie drogą dość wyboistą, pełną przystanków potrzebnych na odpoczynek, pełną ucieczek i powrotów, drogą dość ciężką i niestety nieukończoną.

Kiedy zapraszano mnie do tej wędrówki, obiecywano mi wiele… Tajemniczy rytuał, nieco baśniową atmosferę, z pewnością atmosferę pełną klimatu, ciekawych bohaterów, nieco fantastycznego pierwiastka… Ogólnie rzecz ujmując - obiecywano kawał interesującej opowieści. I przyznać trzeba, że moje oczekiwania rozbiły się nieco o namacalnie otrzymaną literaturę. Książka Harrisona nie porwała mnie w nurt wartkiej akcji, wprowadziła mnie raczej w stan senności i znudzenia.

W powieści tej jest wiele niedomówień, czytelnik jest jakby obok opisywanych wydarzeń, jakby był tylko ich nikłym obserwatorem, a wręcz obserwatorem od niechcenia. Nie jest łatwo wciągnąć się w chaotyczny tok wydarzeń, w poszarpaną akcję. Narrator opowieści nie trzyma się chronologii, co powoduje, że akurat w tym przypadku, wytwarza się jeden wielki mętlik. „Droga serca” liczy sobie nieco ponad dwieście stron, a mimo to trzeba poświęcić niemało czasu na jej przeczytanie. Zawarta w niej historia wymagają skupienia. To nie jest książka z gatunku lekkich – takich w sam raz na autobusowy chaos czy wieczorne odprężenie. Tutaj trzeba poszukać drugiego dna, trzeba poświęcić maksimum uwagi, inaczej cała treść wyda się czytelnikowi bardzo niezrozumiała.

Dane o książce: Harrison M. John, Droga serca, Wydawnictwo Mag 2014, s. 240.
Źródło opisu książki: http://www.mag.com.pl

18 paź 2014

„Kochankowie dawnej Japonii”

Po dość długiej nieobecności chciałabym Was przywitać recenzją zaprzyjaźnionej osoby - założyciela strony Nasza Japonia. Przenieśmy się zatem na chwilę ku odległym lądom...

„Kochankowie dawnej Japonii” to trzecia już, po „Wojownikach dawnej Japonii” oraz „Japońskiej księdze duchów i demonów” publikacja z serii Legendy Japonii. Motywem przewodnim książki jest miłość, jaką darzą się tytułowi kochankowie, ale także lojalność i wierność żony do męża, dziecka do rodziców czy wasala do swojego pana.

Podobnie jak w przypadku poprzednich pozycji z tej serii, mamy tu do czynienia ze zbiorem opowiadań, tym razem przybliżających nam historie skupiające się na losach zakochanych, których motorem napędowym są żarliwe uczucia. W książce nie zabraknie również opowieści, gdzie na pierwszy plan wysuwają się zupełnie inne wartości, rzecz jasna równie pozytywne. Jak wiadomo droga do szczęścia, a szczególnie w miłości, nie zawsze jest usłana różami, co znajduje odzwierciedlenie w zebranych opowiadaniach. Nie wszystkie przedstawione historie mają szczęśliwe zakończenie, a nawet jeśli już tak się zdarzy, to do dobrego finału prowadzi bohaterów droga pełna cierpień, wątpliwości czy niepewności. Jest to ogromny plus „Kochanków (…)”, ponieważ naprawdę można wczuć się w tragiczne losy postaci, dopingować je w ich dążeniach i pragnieniach, wspierać w trudnych momentach i zwyczajnie przeżywać każdą opowieść.

Ponieważ chcę zdradzić jak najmniej z treści poszczególnych opowiadań, ograniczę się do wymienienia tych, które zrobiły na mnie najlepsze wrażenie. Od razu zaznaczyć muszę, że właściwie wszystkie historie oprócz jednej przeczytałem z zaciekawieniem. Do moich faworytów należy otwierający kompilację rozdział „Wyprawa po miecz”, którego główny bohater, ronin Jūrōbei, chcąc ponownie wkraść się w łaski swojego pana, musi dla niego odzyskać skradziony rodowy talizman – miecz Kunitsugu. Jak się później okaże, będzie musiał poświęcić coś bardzo cennego w drodze do upragnionego celu…
Także rozdział „Lojalni aż po grób, czyli historia rodziny Sugawarów” koncentruje się na uczuciach silniejszych niż miłość do swoich bliskich, czyli na tytułowej lojalności. Matsuō, wasal Michizane Sugawary, wraz ze swoją żoną Chiyo chcąc ratować synka swego pana staną przed niełatwym wyborem. Ich historia jest nie mniej tragiczna od poprzedniej.

O ile w poprzednich tomach z serii nie każde opowiadanie potrafiło w równym stopniu mnie zaciekawić, tak tutaj trudno mi wskazać takie, które nie wciąga i nie trzyma w napięciu, niekiedy do samego końca. W zbiorze, oprócz typowo „realistycznych” historii, nie brakuje też takich osadzonych w klimatach fantastycznych, np. „Zjawa z latarni” czy „Dama z malowidła”. Ich tytuły doskonale oddają, czego można się po nich spodziewać. Z kolei „Powtórne narodziny Tamy” oraz „Jak Kinu wróciła z zaświatów” udowadniają, że miłość potrafi niekiedy przechytrzyć nieprzychylny los. Jak wspomniałem wcześniej, praktycznie wszystkie opowiadania bardzo mi się spodobały. Nieraz zakończenie jest zupełnie zaskakujące i podczas lektury aż do ostatniej strony trudno jest przewidzieć co się wydarzy. Największą zaletą zebranych historii jest to, że naprawdę można się wczuć w historię bohaterów i przeżywać wszystkie emocje razem z nimi. Problem mam jednak z ostatnim opowiadaniem, pt. „Świątynia nawiedzona przez jenota”. Nijak jego treść nie odpowiada motywowi przewodniemu i uważam, że równie dobrze mogłoby go nie być, bowiem nieco psuje dobre wrażenie, jakie zostawia po sobie pozostałe dziesięć tekstów. Na szczęście jest on bardzo krótki i szybko się o nim zapomina.

Jeśli chodzi o tłumaczenie właściwie nie mam zastrzeżeń. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, nie czuć „zgrzytów”, chociaż zdarzyło się kilka, może kilkanaście pomniejszych literówek, które jednak nie wpłynęły na odbiór całości. Przypisy tłumaczki także wzbogacają treść, jak chociażby te opisujące różnice między tłumaczeniem samej autorki (książka napisana była bowiem po angielsku) a oryginałem japońskim. Rozdziały przeplatają czarno-białe drzeworyty, które nawiązują do treści poszczególnych opowiadań, co jest miłym dodatkiem. Format oczywiście jest identyczny z poprzednimi tomami z serii, dlatego „Kochankowie dawnej Japonii” ładnie wpasują się w resztę kolekcji na półce. Do samego wydania zastrzeżeń nie mam: dobry jakościowo papier, czytelna czcionka; książkę z pewnością można będzie czytać wielokrotnie i nie martwić się o to, że łatwo zostanie zniszczona.

Do kogo skierowana jest ta pozycja? Na pewno do osób, którym przypadły do gustu poprzednie książki z serii Legendy Japonii. „Kochankowie (…)” doskonale nadają się na lekturę w podróży czy na spokojne posiedzenie przy herbacie. Można ją ukończyć w jedno, dwa posiedzenia i do niektórych opowiadań z pewnością wrócicie z przyjemnością. Mam nadzieję, że nie jest to ostatni tom z serii i ciekawi mnie, na co możemy liczyć w przyszłości.

Dane o książce: Yei Ozaki, Kochankowie dawnej Japonii,  Kirin 2014, s. 226.