Pisząc o „Muzeum ciszy” ma się chęć odciąć na chwilę od
wszelkich dźwięków. Skupić na tej niezwykłej prozie, na zdaniach, które
zapadają w pamięć, słowach, które współgrają ze sobą tworząc harmonijną całość.
Zastanawiam się teraz jakby tu podejść do oceny tej książki bez burzenia jej
ładu i rozpraszania wrażeń, które pozostawiła. Wszak nie mogę wymownie milczeć,
pozostawić pustych akapitów, przekazać tego co czuję bez użycia słów… Zatem postaram
się to zrobić w tradycyjny sposób zachowując jednak pewną dozę delikatności i
niedopowiedzeń.
Od pierwszych stron lektury poznajemy muzealnika, który
przyjeżdża do niedużego miasteczka by wykonać zlecone mu zadanie. Ma stworzyć
muzeum dla pewnej bardzo starej i bogatej kobiety. Jego pracodawczyni jest
nieprzyjemna i odrażająca – ciągle wyciska sobie z czoła ropne krosty, ślini
się, a do tego jest straszliwie pomarszczona. Swoją kolekcją pamiątek, którą
gromadzi od czasów dzieciństwa, wprowadza przybysza w osłupienie. Pośród setek
zebranych przez nią przedmiotów znaleźć można tubki farb z widocznymi śladami
zębów, mumię psa pełną robaków, sekator ogrodnika, czy krążek domaciczny
należący do prostytutki. Wszystkie te rzeczy łączy jedno – należały one do
osób, które już nie żyją i zostały skradzione po ich śmierci. Muzealnik ma z
tych nietypowych eksponatów stworzyć najprawdziwszą wystawę i co najważniejsze
dbać o to, by ta wystawa się rozrastała…
Powiedzieć, że historia zawarta w książce Ogawy jest
niepokojąca to za mało. Nazwać ją przejmującą będzie zaledwie cieniem trafnego
określenia. „Muzeum ciszy” wpisuje się bowiem w konwencje literacką zwaną
oniryzmem – realizm przeplata się tu z rzeczywistością ukazaną na kształt snu.
Zwykłe czynności wykonywane przez bohaterów zyskują magicznej głębi. Niektóre
wydarzenia opisano z dużą dokładnością i precyzją, inne przedstawiono skąpo.
Dzięki czemu te pierwsze zyskały na wyrazistości, te drugie zaś wzbudziły masę
pytań, na które czym prędzej chce się poznać odpowiedź. W pewnym momencie książka z dzieła filozoficznego zamienia się w thriller, który trzyma w
napięciu i zaskakuje. Przemoc miesza się wówczas z pięknymi opisami, których
celem jest przekazanie prawdy, że po zmarłych pozostaje jedynie kilka rzeczy i nieprzerwana
cisza. Taka, której żadna z rzeczy nie napełni dźwiękiem.
Yoko Ogawa po mistrzowsku snuje klimatyczne opowieści, które
mocno oddziałują na czytelnika. Jej atutem jest wyważona narracja i odwoływanie
się do spraw zwykłych, a ujętych w niezwykły sposób. Nie często spotyka się
takich autorów – którzy przy pomocy z pozoru prostych środków wyrazu, potrafią
przerazić, wzbudzić lęk, czy wywołać uczucie obrzydzenia. U Ogawy oglądana pod
mikroskopem żaba, a raczej jej części, bądź ślimak, czy też ludzki język
przymarzły do lodu, wbite w skórę szkło – potrafią wstrząsnąć bardziej niż
najbardziej krwawa i brutalna scena w innej książce.
Wszystkim, którzy jeszcze nie znają twórczości tej
japońskiej pisarki polecam zapoznać się najpierw z książką „Muzeum ciszy”, gdyż
według mnie jest ona jeszcze lepsza niż wydana w zeszłym roku „Miłość na
marginesie”. Onieśmielająco dobra – tak bym ją określiła.
Moja ocena: 5/6
Dane o książce: Yoko Ogawa, Muzeum
Ciszy, Wydawnictwo W.A.B. 2012, s. 296.
- Za książkę dziękuję Wydawnictwu W.A.B. -
I zapanowała cisza... A książka zapowiada się niezwykle kusząco! Koniecznie muszę się w nią zaopatrzyć. Dotychczas jeszcze się nie zawiodłam na książkach z kręgu Serii z miotłą.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Miłość na marginesie" i ostatnio w księgarni odkryłam właśnie "Muzeum ciszy". Sama nazwa intryguje, dobrze wiedzieć, że jest lepsze niż MnM. Po tej jednej książce bardzo polubiłam Ogawę.
OdpowiedzUsuń"Muzeum ciszy" to krańcowo różna propozycja od "Miłości na marginesie" . Przyznam się, że z ogromną niecierpliwością wyczekiwałam Twoich wrażeń z lektury i z wielkim zainteresowaniem przeczytałam Twój wpis. Lepiej niż ja potrafiłaś ująć w słowa to, co mnie wydawało się trudne. "onieśmielająco dobra" - świetne określenie, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się ,że niezwykle trudno jest opisywać prozę Ogawy, znaleźć odpowiednie słowa do oddania klimatu przez nią tworzonego,jest tak specyficzny.
W każdym razie Ogawa pozostaje dla mnie odkryciem ostatniego roku i z niecierpliwością wyczekiwać będę kolejnych tłumaczeń jej książek.
Zgadzam się w stu procentach z Twoimi słowami. Ogawa i dla mnie jest odkryciem, a jej "Muzeum ciszy" jeszcze bardziej zachęca do kolejnych lektur. Mam nadzieję, że na polskim rynku wkrótce pojawią się przekłady innych książek tej pisarki - cała nadzieja w Serii z miotłą 8)
UsuńUwielbiam azjatyckie pozycje (ta pewnie jest japońska, z tego co się nie mylę). Mają w sobie powiew świeżości i są naprawdę bardzo oryginalne. Cieszę się, że zrecenzowałaś tę książkę, bo miałam ją na oku, ale nie byłam pewna :)
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji poznać twórczości tej japońskiej pisarki, dlatego muszę szybko to nadrobić, bo widzę, że warto.
OdpowiedzUsuńSkusiłaś mnie i to mocno swoją recenzją :) Poszukam tej książki w bibliotece.
OdpowiedzUsuńSkoro autorka jest Japonką to zdecydowanie pozycja dla mnie :)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że opis zaciekawia :)
Mnie również bardzo zachęciłaś. Jeśli nadarzy się okazja z ogromną chęcią przeczytam i nie oddam ;)
OdpowiedzUsuńWysoka ocena więc jak będe miała okazje na pewno przeczytam było by mi miło gdybyś dodała się do obserwatorów mojego bloga pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie coś dla mnie, zresztą ostatnio co raz bardziej lobię japońskich pisarzy :D
OdpowiedzUsuńNie kojarzę autorki, ale książka wydaje się intrygująca. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHmm brzmi interesująco, ale nie jestem przekonana...
OdpowiedzUsuńIntrygujący tytuł + dobra recenzja = chęć przeczytania tej książki :)
OdpowiedzUsuńCałkiem niezłe spostrzeżenia :)
OdpowiedzUsuńzobacz również: http://alvarus.org/yoko-ogawa-muzeum-ciszy/