False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

3 paź 2012

„27, czyli śmierć tworzy artystę”

„27, czyli śmierć tworzy artystę” to książka tyleż barwna, co jej oprawa. Pod przykuwającym wzrok wierzchem kryje się miks formy i treści. Komedia dość płynnie łączy się z farsą i tragedią, a głębsze myśli przeplatają się z przekleństwami. Jest i miejsce dla ironii oraz uczuć wyższych, czy ludzkich tragedii ubranych w ostry dowcip. I choć w tej mnogości początkowo można się pogubić, z czasem wszystko staje się jasne.

Z mroku niejasności wyłania się postać temperamentnej Angie. Istoty młodej, zagubionej, o niesprecyzowanych celach życiowych. Ów niewiasta dochodzi do wniosku, że chce być zapamięta przez świat. Postanawia więc napisać epokowe dzieło, umrzeć i dołączyć do „Klubu 27”(artystów zmarłych w wieku 27 lat). Na realizację planu ma niewiele czasu, wszak zbliżają się jej urodziny… W poszukiwaniu bezzwłocznego natchnienia zawędruje do Finlandii, gdzie zamieszka obok żyjącej ekologicznie rodziny. Nietuzinkowe zachowanie Angie w zetknięciu z chaotycznym żywotem jej sąsiadów poruszy lawinę nieoczekiwanych wydarzeń… A wszystko to zrelacjonuje nam (oprócz głównej bohaterki): miluśki Pan Prosiaczek, nieprzebierająca w słowach Kasandra i samochód Astra. I będą to diametralnie różne punkty widzenia danej sprawy, a jednak wzajemnie się uzupełniające.

Niewątpliwie pomysł na poprowadzenie tak różnorodnej narracji zasługuje na pochwałę. To się autorce w dużym stopniu udało. Zaskoczyła i zaciekawiła czytelnika. Choć nie wszyscy narratorzy wzbudzają sympatię w równym stopniu. Astra momentami irytuje z ciągłym powtarzaniem: „Osoba, która prowadzi”, „Osoba, która siedzi na miejscu pasażera”, Angie czasami sypie inwektywami jak z rękawa, a Kasandra zbyt długo pozostaje osnuta mgłą tajemnicy. Zaś do Pana Prosiaczka przyczepić się nie można. Jest miły, zawsze się z czytelnikiem wita, dla przykładu: ” Hejka pejka, koledzy”, „Hejciu psiejciu, przyjaciele”. Po za tym wnosi powiew delikatności i swoistego rodzaju oddechu od mocnych treści lektury.

Mówiąc już całkiem poważnie, Salmela sprawdziła się w roli debiutującej pisarki. Powieść jej autorstwa ma swoje mocne strony. Po pierwsze: rozmaitość środków literackich, po drugie: ostre acz przedstawione ze smakiem sceny z życia bohaterów, po trzecie: wielość narratorów i po czwarte: satyryczny wydźwięk treści o charakterze tragicznym. Nie będę ukrywać, że małe co nieco może w książce irytować, że rozwiązanie niektórych wątków nie jest zadowalające i że mnogość przekleństw w pewnych momentach razi. Ale wiele tych negatywnych stron niweluje nowatorska forma i wciągająca treść.

„27, czyli śmierć tworzy artystę” ma w sobie coś dziwnego, innego, interesującego, jednym słowem COŚ, co warto poznać. 

●♦♥●○☼♣◄▼☺♦♥♥♠◦◦◦○●☼☻♠♥♦☺○●►♣▼♦♠☼☼◦♦

Dane o książce: Alexandra Salmela, 27, czyli śmierć tworzy artystę, Wydawnictwo W.A.B., s. 368.

8 komentarzy:

  1. Głowna bohaterka musi być bardzo oryginalną osobowością :) Nie jest to co prawda moja książka z listy "must have" ale z przyjemnością ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to COS nie daje mi spokoju. Recenzja szalenie interesująca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby nie Twoja recenzja, nie miałabym nawet pojęcia o istnieniu tej książki, a szkoda by było tą pozycję przeoczyć :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy jednym z narratorów jest ten słynny Prosiaczek z Kubusia Puchatka? Ta różowa słodziuchna istotka? Jeżeli tak, to faktycznie autorka twórczo "pofrunęła".

    Książka prezentuje się niezwykle ciekawie. Chętnie się przekonam, jak Salmela połączyła tragedię z humorem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiłaś mnie swą recenzja i to bardzo. Chętnie poznam to COŚ dziwnego, co znajduje się w tej książce i wierzę, że przypadnie mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przekonuje mnie taka wielość narratorów, i jakoś jej nie czuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. chyba raczej powiem pass.. trochę zbyt to pokręcone jak dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  8. Książkę czytałam i w dużym stopniu mi się ona podobała. Ma co prawda parę wad, o których ty również wspominasz, ale całość wypada nieźle. Coś mi się wydaje, że zamysłem autorki było potraktowanie "Klub 27" z przymrużeniem oka. Ukazanie, że żadne rankingi, pośmiertnie zestawienia, tworzenie jakiejś legendy ze śmierci innych - to nic wyjątkowego. Ważne powinno tu i teraz, po prostu życie i to jak nim pokierujemy.

    OdpowiedzUsuń