Do sięgnięcia po tę
publikację zachęca fakt, iż zawiera ona historię prawdziwą, dodatkowo dość niezwykłą,
a co więcej – opisaną przez finalistę Nagrody Pulitzera. Trudno więc przejść
obok niej obojętnie. Wszak nie samą magią i lekkimi opowiastkami człowiek żyje,
a lektury winno się urozmaicać. Mnie nie trzeba było długo namawiać na książkę
o przygodzie i trudnej lekcji przetrwania w dżungli.
Wystarczyła dosłownie chwila
bym znalazła się w roku 1945, w którym to trwała jeszcze wojna z Japonią.
Skupmy się jednak na kluczowym dla powieści wydarzeniu. W dziewiczych rejonach
Nowej Gwinei, zamieszkałych przez dzikie plemiona, rozbija się samolot. Z grupy
kilkunastu amerykańskich pasażerów ratuje się zaledwie troje: pani kapral,
porucznik i sierżant. Dwoje z nich ma bardo poważne obrażenia. A gdyby tego
było mało: brakuje im jakichkolwiek lekarstw i opatrunków, mają do jedzenia
tylko landryny, przemieszają się po stromym i błotnistym terenie, by w
rezultacie dotrzeć na polanę, gdzie czekają groźnie wyglądający tubylcy… Jak
donosi autor – ów tubylcy odcinają dziewczętom palce ku czci zmarłych, uważają
świnie za członków rodziny, są skorzy do wojen, ponadto zjadają upieczone ręce
wrogów (odcinane po śmierci). I tak oto rozpoczyna się walka o ledwie co
odzyskane życie. Bo katastrofa lotnicza to nie jedyny zakręt losu, jaki czeka
naszych bohaterów.
Jak zatem widać, „Uwięzieni w
raju” to książka która może dostarczyć wielu wrażeń. A kiedy aż trudno uwierzyć
w to, co się czyta, zapala się światełko: tak czytelniku, TAK było naprawdę!
Takie historie można niemalże połknąć – wyśmienicie bowiem smakują. Szkoda
tylko, że nie w całości… Nie będę ukrywać, iż książka Zuckoffa miała swoje
gorsze fragmenty. Głównie te, w których autor za bardzo zagłębiał się w faktach
mało wnoszących do treści, a zajmujących wiele stron. Te przerywniki
najchętniej by się ominęło, by czym prędzej wrócić do dżungli i rozbitków.
Mimo paru nudniejszych
fragmentów, uważam, że warto sięgnąć po tę publikację. Jest prawdziwa w każdym
calu – zawiera wspomnienia i dzienniki zaginionych, wywiady i dokumenty U.S.
Army oraz zdjęcia – co jeszcze mocniej wciąga w tamten czas i przedstawione
wydarzenia. Ta książka to przygoda, którą każdy może odkryć sam – w domowym
zaciszu, bez konieczności penetrowania dżungli i pokonywania innych trudności.
Przygoda, znaczy się lektura, już czeka!
Dane o książce: Mitchell Zuckoff, Uwięzieni
w raju, Świat Książki 2012, s.352.
Uwielbiam prawdziwe historię, nic nie wzmaga emocji tak mocno, jak świadomość, że to co czytamy wydarzyło się naprawdę. Postanowione - na pewno ją kupię :)
OdpowiedzUsuńNa ilość lektur zmyślonych, muszę sobie co jakiś czas fundować takie prawdziwe historie, co by za bardzo nie odpłynąć z tego świata 8)
UsuńJa uważam, że jak najbardziej zachowujesz równowagę :)
Usuńchyba raczej lektura nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPrawdziwe historie zawsze wzbudzają we mnie duże emocje, dlatego jak napotkam tę książkę, to dam jej szansę poznania.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej publikacji i na pewno jak nadarzy się okazja to jej nie ominę, co to to nie.
OdpowiedzUsuńPo książkę tę chętnie sięgnę. Najwyżej ominę te nudniejsze zdania ;)
OdpowiedzUsuńJak sięgam pamięcią, to chyba jeszcze nie czytałam o rozbitkach, więc zapowiada się ciekawie.
Odcinanie palców komukowliek, ku choćby najwznioslejszym celom, wydaje się być okropnym zwyczajem :/ Takich tubylców to ja bym wolała nie spotykać. Brrr.... Ale książkę z chęcią przeczytam, może znajdę tam więcej dziwnych faktów.
OdpowiedzUsuńhmmm początkowo myślałam że nie dla mnie ale teraz zmieniłam zdanie !
OdpowiedzUsuńooo zaciekawiło mnie ! z przyjemnością ją kiedyś przeczytam
OdpowiedzUsuńwpadnij do mnie
Cenię sobie prawdziwe historie - dodają dreszczyku emocji ;) Z chęcią poznam więc losy amerykańskich rozbitków.
OdpowiedzUsuń