„Soból i panna” to
lektura na wskroś swojska, przesiąknięta ziemskim klimatem, mająca w sobie i
coś romantycznego i coś realistycznego. Nie brakuje w niej fragmentów
opiewających urodę krajobrazów litewskich, opisów polowań, czy piękna pierwszej
miłości. Można by zatem rzec, że zarówno dla czytelnika, jak i czytelniczki
znajdą się w tej książce odpowiednie treści. Panowie będą zadowoleni z licznych
wstawek łowieckich, panie zaś, zapewne wciągną historie mezaliansów, tudzież zakazanych
uczuć. Ja z zaciekawieniem czytałam o jednym i drugim, z przewagą dla tego drugiego,
ale o tym później.
Najpierw przybliżę nieco z treści... Zamożny student –
Michał Rajecki spędza wakacje w okolicach rodzinnych Jużynt. Tam też w czasie
polowania spotyka młodziutką wiejską dziewczynę – Warszulkę. Młodzi mają się ku
sobie i z nieukrywaną chęcią widują się jeszcze nie raz. Michał skutecznie
rozkochuje w sobie pannę z ludu, mami ją obietnicami, a potem przepada w
wielkim świecie. Ich uczucie zostaje wystawione na wiele prób – dzielą ich różnice
społeczne, majątkowe, odległość, sposób patrzenia na życie. A panicz zamiast
ująć strapień Warszulce, niechybnie tylko ich przysparza…
Wydawać by się mogło, iż historia tego „romansu”, to trzon
powieści, lecz nic bardziej mylnego… „Soból i panna” to w głównej mierze
ukazanie jedności człowieka z przyrodą, idylliczna wizja życia chłopów i
wielkich państwa, pochylenie się nad ich zajęciami, czy przemyśleniami. I jak wskazuje
sam tytuł (nawiązanie do staropolskie pieśni myśliwskiej „Pojedziemy na łów”) –
opowieść traktująca o „filozofii” polowania. Właściwie brak w książce jakichś
tragicznych zdarzeń, nie licząc oczywiście dramatycznej miłości. Nie oznacza
to, że książka jest nieciekawa. Ja, choć nie jestem zwolennikiem łowiectwa i
wręcz mnie odstręcza od tego typu „rozrywki”, przyjęłam te treści całkiem
dobrze. Dlatego, że były one nierozerwalnie związane z tamtejszymi zwyczajami -
tym się zajmowali bohaterowie powieści i głównie to wypełniało im wolne dni. Ale
nie da się ukryć, że o wiele bardziej wciągnął mnie wątek z Michałem i
Warszulką, czy choćby jego przyjacielem i Janielką. Niezwykle prawdziwie
przedstawił autor różne oblicza miłości, i różne też podejście do niej. Za tę
melodramatyczną część fabuły daję autorowi o wiele większą ocenę, aniżeli za
odstrzał zwierzyny…
Jako ciekawostkę napiszę, że dzieło Weyssenhoffa doczekało
się ekranizacji (1983r.), ponoć wiernej fabule pierwowzoru, jednak z wątkiem
romansowym na pierwszym planie. Chętni więc, będą mogli zestawić swoje
czytelnicze wizje z literackim obrazem, sama nie omieszkam tego zrobić.
Wracając do powieści – trzeba przyznać, że dobrze się czyta
tę sielską lekturę. Można się i nad nią zamyślić, i czegoś z niej dowiedzieć,
troszkę i ponudzić razem z wykreowanymi postaciami. Ot taka to przyjemna
publikacja, dzięki której czytelnik zapoznaje się z realiami życia odmiennymi
od teraźniejszości, czy dialogami, jakich teraz próżno szukać w literaturze. Wszak
„Soból i panna” to nie premiera, a kolejne wydanie (pierwsze w 1911 roku). Cóż
mogę dodać - z pewnością warto poznać tę publikację.
Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Weyssenhoff Józef, Soból i panna, Świat Książki 2012, s. 288.
Mnie przekonałaś :). Nie słyszałam o tej książce, ale z twojej recenzji wynika, że to taka dobra rzecz, żeby się wyciszyć i odpocząć. I okładka bardzo ładna :).
OdpowiedzUsuńPewnie nietrafnie, ale ta wiejskość, sielskość z romansem w tle skojarzyła mi się z... naszym rodzimym "Panem Tadeuszem" ;)
OdpowiedzUsuńMoże nie na książkę, ale na ów film na jej podstawie nabrałam wielkiej ochoty
Coś w tym jest... Na jednej ze stron internetowych czytałam, że "Soból i panna" to ponoć nawiązanie do "Pana Tadeusza" - dokładnie widniało tam "jest kolejnym wcieleniem soplicowskiej arkadii" -czyli trafnie Ci się skojarzyło.
UsuńMyślę, że byłaby to odpowiednia lektura na ten wiosenny czas. Spokojna, sielska, ciekawa i trochę niedzisiejsza. Muszę się za nią rozejrzeć!
OdpowiedzUsuńKoniecznie 8)
UsuńJa teraz rozglądam się za filmem.
Tym razem się nie skuszę, jakoś nie mój klimat ;)
OdpowiedzUsuńTo raczej nie moje klimaty. Ta książka kojarzy mi się z lekturą szkolną, a do tych trzeba było mnie zmuszać...
OdpowiedzUsuńJak na razie, daruję sobie.
OdpowiedzUsuńCiekawa recenzja, więc jak będę miała okazję to chętnie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, ciekawy blog i chętnie będę zaglądać tu częściej ;)
Hmm, może kiedyś się skuszę - jak będę miała więcej czasu, bo teraz tonę w zaległych lekturach :P
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nie jest to książka dla mnie, spasuję ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle zachęcasz :) Nie wiem czy znajdę tę książkę w najbliższym czasie w bibliotece, ale poszukam. Bo ostatnio moje źródełko wyschło, więc nic nie kupuję.
OdpowiedzUsuńCzasem po prostu trzeba przeczytać taką lekturę. Sielską, swojską, chociażby dla odprężenia.
OdpowiedzUsuńTytuł tej książki i jej ogólny zarys kojarzy mi się z łowiecką piosenką ,,Pójdziemy na łów''. Mój tatko bardzo ją lubi, bo sam jest od wielu lat myśliwym, dlatego myślę, że jemu sprawię tę pozycję w prezencie.
OdpowiedzUsuń