False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

12 kwi 2012

Soból i panna – Weyssenhoff Józef


„Soból i panna” to lektura na wskroś swojska, przesiąknięta ziemskim klimatem, mająca w sobie i coś romantycznego i coś realistycznego. Nie brakuje w niej fragmentów opiewających urodę krajobrazów litewskich, opisów polowań, czy piękna pierwszej miłości. Można by zatem rzec, że zarówno dla czytelnika, jak i czytelniczki znajdą się w tej książce odpowiednie treści. Panowie będą zadowoleni z licznych wstawek łowieckich, panie zaś, zapewne wciągną historie mezaliansów, tudzież zakazanych uczuć. Ja z zaciekawieniem czytałam o jednym i drugim, z przewagą dla tego drugiego, ale o tym później.

Najpierw przybliżę nieco z treści... Zamożny student – Michał Rajecki spędza wakacje w okolicach rodzinnych Jużynt. Tam też w czasie polowania spotyka młodziutką wiejską dziewczynę – Warszulkę. Młodzi mają się ku sobie i z nieukrywaną chęcią widują się jeszcze nie raz. Michał skutecznie rozkochuje w sobie pannę z ludu, mami ją obietnicami, a potem przepada w wielkim świecie. Ich uczucie zostaje wystawione na wiele prób – dzielą ich różnice społeczne, majątkowe, odległość, sposób patrzenia na życie. A panicz zamiast ująć strapień Warszulce, niechybnie tylko ich przysparza…

Wydawać by się mogło, iż historia tego „romansu”, to trzon powieści, lecz nic bardziej mylnego… „Soból i panna” to w głównej mierze ukazanie jedności człowieka z przyrodą, idylliczna wizja życia chłopów i wielkich państwa, pochylenie się nad ich zajęciami, czy przemyśleniami. I jak wskazuje sam tytuł (nawiązanie do staropolskie pieśni myśliwskiej „Pojedziemy na łów”) – opowieść traktująca o „filozofii” polowania. Właściwie brak w książce jakichś tragicznych zdarzeń, nie licząc oczywiście dramatycznej miłości. Nie oznacza to, że książka jest nieciekawa. Ja, choć nie jestem zwolennikiem łowiectwa i wręcz mnie odstręcza od tego typu „rozrywki”, przyjęłam te treści całkiem dobrze. Dlatego, że były one nierozerwalnie związane z tamtejszymi zwyczajami - tym się zajmowali bohaterowie powieści i głównie to wypełniało im wolne dni. Ale nie da się ukryć, że o wiele bardziej wciągnął mnie wątek z Michałem i Warszulką, czy choćby jego przyjacielem i Janielką. Niezwykle prawdziwie przedstawił autor różne oblicza miłości, i różne też podejście do niej. Za tę melodramatyczną część fabuły daję autorowi o wiele większą ocenę, aniżeli za odstrzał zwierzyny…  

Jako ciekawostkę napiszę, że dzieło Weyssenhoffa doczekało się ekranizacji (1983r.), ponoć wiernej fabule pierwowzoru, jednak z wątkiem romansowym na pierwszym planie. Chętni więc, będą mogli zestawić swoje czytelnicze wizje z literackim obrazem, sama nie omieszkam tego zrobić.

Wracając do powieści – trzeba przyznać, że dobrze się czyta tę sielską lekturę. Można się i nad nią zamyślić, i czegoś z niej dowiedzieć, troszkę i ponudzić razem z wykreowanymi postaciami. Ot taka to przyjemna publikacja, dzięki której czytelnik zapoznaje się z realiami życia odmiennymi od teraźniejszości, czy dialogami, jakich teraz próżno szukać w literaturze. Wszak „Soból i panna” to nie premiera, a kolejne wydanie (pierwsze w 1911 roku). Cóż mogę dodać - z pewnością warto poznać tę publikację.

Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Weyssenhoff Józef, Soból i panna, Świat Książki 2012, s. 288.

14 komentarzy:

  1. Mnie przekonałaś :). Nie słyszałam o tej książce, ale z twojej recenzji wynika, że to taka dobra rzecz, żeby się wyciszyć i odpocząć. I okładka bardzo ładna :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie nietrafnie, ale ta wiejskość, sielskość z romansem w tle skojarzyła mi się z... naszym rodzimym "Panem Tadeuszem" ;)
    Może nie na książkę, ale na ów film na jej podstawie nabrałam wielkiej ochoty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest... Na jednej ze stron internetowych czytałam, że "Soból i panna" to ponoć nawiązanie do "Pana Tadeusza" - dokładnie widniało tam "jest kolejnym wcieleniem soplicowskiej arkadii" -czyli trafnie Ci się skojarzyło.

      Usuń
  3. Myślę, że byłaby to odpowiednia lektura na ten wiosenny czas. Spokojna, sielska, ciekawa i trochę niedzisiejsza. Muszę się za nią rozejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tym razem się nie skuszę, jakoś nie mój klimat ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To raczej nie moje klimaty. Ta książka kojarzy mi się z lekturą szkolną, a do tych trzeba było mnie zmuszać...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa recenzja, więc jak będę miała okazję to chętnie przeczytam ;)

    Bardzo fajny, ciekawy blog i chętnie będę zaglądać tu częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm, może kiedyś się skuszę - jak będę miała więcej czasu, bo teraz tonę w zaległych lekturach :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Wydaje mi się, że nie jest to książka dla mnie, spasuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle zachęcasz :) Nie wiem czy znajdę tę książkę w najbliższym czasie w bibliotece, ale poszukam. Bo ostatnio moje źródełko wyschło, więc nic nie kupuję.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasem po prostu trzeba przeczytać taką lekturę. Sielską, swojską, chociażby dla odprężenia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tytuł tej książki i jej ogólny zarys kojarzy mi się z łowiecką piosenką ,,Pójdziemy na łów''. Mój tatko bardzo ją lubi, bo sam jest od wielu lat myśliwym, dlatego myślę, że jemu sprawię tę pozycję w prezencie.

    OdpowiedzUsuń