False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

12 mar 2011

Elizabeth i jej ogród


Ogród to inspiracja dla wielu. Miejsce ucieczki od betonowego świata. Miejsce wyciszenia. To także miejsce o którym się śpiewa, które się maluje. W pewnym sensie i miejsce magiczne, „uduchowione”, będące tematem wielu książek i tych popularnych i tych o charakterze poradnikowym.

Dla niektórych bywa życiową pasją. Tak jak inni piszą, tworzą muzykę, rzeźbią, tak pasjonaci ogrodnictwa kreują swoje małe oazy zieleni, które kuszą zapachem i przyciągają wzrok.

Panie i Panowie, mam zaszczyt zaprosić do ogrodu Elizabeth von Arnim, z domu Mary Annette Beauchamp - angielskiej pisarki, ale przede wszystkim  hrabiny i miłośniczki róż wszelkiego  rodzaju.

„Elizabeth i jej ogród” to pierwsza książka tej autorki, jaką miałam okazję przeczytać. A jak się okazuje książek pani Elizabeth jest o wiele więcej i kilka z nich doczekało się polskiego wydania - choćby Zaczarowany kwiecień czy Urodziny Fanny. Na podstawie tej pierwszej nakręcono film „Czarowny kwiecień” nominowany do Złotych Globów i Oscara. Wracając do książki „Elizabeth i jej ogród” – co prawda nie doczekał się ona ekranizacji, ale za to zebrała całą masę pochlebnych opinii. Pisano o niej "Mała kometa na literackim niebie Londynu”, a nakład tej „komety” rozszedł się w tempie błyskawicznym.

O czym więc jest ta autobiograficzna powieść, ten swoistego rodzaju pamiętnik zapalonej ogrodniczki…? Autorka opisuje w książce swoją codzienność, dni które spędza na pomorskiej wsi. W głównej mierze czas mija jej na pracach w ogrodzie, wizytach znajomych oraz odwiedzinach dam z wyższych sfer, także i opiece nad dziećmi i czytaniu, co w tamtych czasach raczej było upatrywane jako lenistwo, coś co nie przystoi pani domu (kobieta powinna robić rzeczy pożyteczne –gotować, sprzątać). Ogród w powieści to miejsce w którym bohaterka czuje się szczęśliwa, w którym się realizuje, spełnia i wypoczywa. Jest to i miejsce ucieczki od braku zrozumienia wśród elity towarzyskiej, „betonowego” uroku miasta i nudnego w nim życia. Autorka - Elizabeth zwraca też uwagę na ówczesne obyczaje –dyskryminujące kobiety, sprowadzające je do poziomu osób niesprawnych intelektualnie, bez prawa głosu, mających na celu umilanie życia mężczyznom. Nie zgadza się na taki stan rzeczy, nie podoba jej się jak mężczyźni traktują swoje żony i kobiety w ogóle.


Mimo iż akcja książki przenosi nas w czasy odległe, jej język jest przystępny i zgoła współczesny. Czyta się ją szybko i przyjemnie. To lektura z typu – na popołudniowy wypoczynek - lekka, nieskomplikowana i ciekawa. Myślę, że miłośnicy ogrodnictwa jeszcze bardziej doceniliby jej urok, dla mnie dość liczne nazwy roślin były kłopotliwe –nijak nie umiałam ich sobie wyobrazić, gdyż najzwyczajniej w świecie nie jestem ekspertem w tej dziedzinie… To moje główne zastrzeżenie. Co więcej…? Dość specyficzne wydały mi się dziecięce imiona – od miesięcy urodzenia autorka nazywa je Kwietniowe, Majowe i Czerwcowe. W sumie to całkiem urocze, ale przez to mieszały mi się te postacie. Na plus oceniam pamiętnikarską formę powieści i to, że to historia prawdziwa (wydana kiedyś pod pseudonimem) a więc i w pewnym sensie bliższa w odbiorze.  

Na zakończenia - nie pozostaje mi nic innego, jak powołać się na słowa  Jonasza Kofty  - Pamiętajcie o ogrodach i czytajcie o nich także.  

Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Elizabeth von Arnim, Elizabeth i jej ogród, Wydawnictwo MG 2011, s. 163.

- Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG -

14 komentarzy:

  1. Nigdy o niej nie słyszałam, ale po Twojej recenzji z pewnością się to zmieni:)). Zapisałam na listę. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba okładka - skromna, ale pełna uroku. Dodatkowo tematyka, lubię autobiografie, a codzienne życie dziewietnastowiecznej pisarki jest dla mnie interesujące.
    Poszukam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby ta pani z fotografii była hrabiną von Arnim...? Taka mnie myśl naszła i ciekawość zarazem, w jakim to stroju hrabina porządkowała ogródek? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja też wyruszam na poszukiwania tej książki, chętnie po nią sięgnę, a nigdy o niej nie słyszałam. Muszę koniecznie to zmienić!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że książka przypadła Wam do gustu ;)

    Galimatias - hrabina miała swoich pomocników, a sama była bardziej organizatorką-nadzorczynią.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już widzę, że książka mnie zainteresuje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa recenzja! Bardzo lubię książki autobiograficzne, a jeśli do tego dodamy realia XIX wieku - nie mogę się od niej oderwać.
    Trochę martwię się o te nazwy kwiatów - ja również nie jestem specjalistką w tej dziedzinie... Jednak jeśli będę miała okazję, to z pewnością przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przez remont domu zapomniałam o swoim ogrodzie, albo raczej o tym, co z niego zostało. :/ Myślę, że przyda mi się taka lektura dla rozbudzenia chęci do pracy. Pozdrawiam, Anka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydaje się być ciekawa, szkoda tylko, że nie jest dłuższa. Ale raczej się skuszę ;) Podobnie jak u pani Anek -anonim, mój ogród woła o pomoc, a natchnienie w postaci dobrej książki będzie jak znalazł ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. "Papierowy motyl" dostępny jest na zaczytani.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ha! ja na ćwiczeniach z architektury krajobrazu projektowałam różne różniaste rabaty i swój własny ciasny ogródek ;)
    mogłabym przeczytać tę lekturę, coś tam na kwiatkach się znam ;) (3 lata temu zbierałam i oznaczałam gatunki do zielnika.... ach te studia) ;)
    tak, zdecydowanie to książka dla mnie ! :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo lubię takie powieści, na pewno po nią sięgnę :D

    Pozdrawiam serdecznie :)
    {http://biblioteczka-pandorci.blogspot.com/}

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki za odpowiedź. Teraz jestem całkowicie spokojna o suknie pani hrabiny ;)
    Do usłyszenia, a raczej napisania :)

    OdpowiedzUsuń