Jak to dobrze, iż nastały lata, w których pokuszono się o wydanie dotąd
niepublikowanych w Polsce powieści Charlotte Brontë. Ta angielska pisarka i
poetka znana była dotychczas, jako autorka „Jane Eyre” i jakaż byłaby szkoda,
gdyby na tym dziele wiedza o jej twórczym dorobku się skończyła… Całe szczęście
wydawnictwo MG poszło za ciosem i po wydanej w 2011 roku „Shirley” zaserwowało
czytelnikom przekład „Profesora”. Pierwszej powieści pisarki, wydanej dopiero
po jej śmierci.
Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem tejże powieści jest William
Crimsworth. Człek mody, ambitny, pragnący osiągnąć coś w życiu własną pracą, a
nie bazując na arystokratycznym pochodzeniu. Po dość burzliwym i obfitującym w
przykre wydarzenia pobycie w posiadłości swego brata, wyrusza do Brukseli. Tam
zostaje nauczycielem angielskiego w szkole dla chłopców. Po pewnym czasie
przyjmuje dodatkową posadę – profesora w placówce dla dziewcząt prowadzonej
przez mademoiselle Reuter. I tu zaczną się dla niego przygody zgoła barwniejsze
niż w ponurym Crimsworth Hall. Wszak do życia Williama wkraczają kobiety…
Tak, tak, będzie więc nieco o miłości, będzie także o tym jak rysowały się
relacje damsko męskie w epoce wiktoriańskiej, jakie to wady zauważa bohater w
innych narodowościach, a za co kocha Anglię i będzie jeszcze o paru innych
rzeczach, które przemilczę, by nie zdradzić za wiele.
Jaki zatem jest ów „Profesor”? Jeżeli rozpatrywać by go w sferze przekładu,
to prezentuje się on bardzo przyzwoicie. Nie męczy archaizmami, nie jest i
przesadnie uwspółcześniony, francuskie wtrącenia są na bieżąco tłumaczone, a
więc lekturę czyta się dobrze. Jeżeli zaś chodzi o treść, to ma ona swoje mocne
i słabsze strony. Wciągający początek powieści zwiastuje równie ciekawe rozminięcie
i zajmujący koniec. Niestety gdzieś w połowie akcja siada i odpoczywa przez
dłuższy czas… Czytamy rozwlekłe opisy bohaterek (uczennic szkoły mademoiselle
Reuter), które zasadniczo nic nie wnoszą w treść, a momentami zaczynają nużyć. Ponadto
wszystko się jakby rozmywa, brakuje przysłowiowej iskry, która rozpali
zainteresowanie czytelnika. Akcja na nowo nabiera tempa wraz z wkroczeniem na
scenę pewnej damy… Ta młoda niewiasta rozbudzi w profesorze uczucia, których
bynajmniej się nie spodziewał.
Jak dla mnie „Profesor” lokuje się gdzieś pomiędzy bardzo dobrą „Jane Eyre”
i nieco mniej barwną „Shirley”. Jest lekturą zajmującą, taką, do której chętnie
się wraca i rzec by można: delektuje się jej czytaniem. Książkę tę polecam
wszystkim amatorom twórczości sióstr Brontë, dawnych czasów, zwyczajów oraz
osobom lubującym się w starannym pisarstwie.
Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Charlotte Brontë, Profesor,
Wydawnictwo MG 2012, s. 320.
False memory-Dean Koontz
"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."
28 paź 2012
9 paź 2012
"Okręt przeklętych" – Viviane Moore
Czytając książkę Viviane Moore czułam się trochę tak, jakby
ktoś przeniósł mnie do dawnych czasów, wsadził na okręt pełen piratów, pchnął w
rozgniewane morze, a całość tegoż barwnego obrazka osnuł mgłą i nadał mu
starodawną aurę. Gdyby to przełożyć na kilka słów, wyszłoby, że przeżyłam
niezłą przygodę! A to wszystko za sprawą pisarki, która potrafi barwnie opowiadać
o nadmorskich bitwach i równie obrazowo przedstawia realia średniowiecznej
Europy.
Zatem przygodę czas zacząć! Znajdujemy się w XII wieku na Morzu Śródziemnym u wybrzeży Hiszpanii. Podróż okrętu, na którym płyną Hugo z Tarsu i jego podopieczny Tankred powoli dobiega końca. Jednak w drodze do celu przyjdzie im pokonać jeszcze niejedną przeszkodę. Straszliwy sztorm uszkodzi statek, a nim morze na dobre ucichnie, zaatakują ich piraci. Po stoczeniu krwawej bitwy ocalała część załogi wyruszy na poszukiwanie bezpiecznej przystani. I tak Hugo i Tankred trafią na wyspę zamieszkałą przez zakonników. Lecz klasztor miast dać im schronienie, okaże się być straszliwą pułapką… Dziwnie zachowujący się Cystersi twierdzą, że po wyspie krąży „głos, który zabija”. W okolicy pojawiają się świeże groby. A o tym, co ważne obłąkańczo przerażeni braciszkowie milczą jak zaklęci…
Więcej zdradzić nie mogę. Wszystkie mroczne tajemnice wyjdą na jaw w toku lektury. Dodam tylko, że w książce dodatkowo znajdziemy takie smaczki jak: skarb króla Sycylii, przerażającego Diabła z Seudre oraz piękną pasażerkę Eleonorę. I choć „Okręt przeklętych” to trzecia część cyklu Rycerze Sycylii, na którą złożyły się dotąd: "Ludzie wiatru" i "Dzicy wojownicy", to spokojnie można ją czytać jako oddzielną lekturę.
Jest to książka z rodzaju tych, które połyka się niepostrzeżenie. To znaczy – czyta się bardzo szybko. A przy tym w myślach tworzą się niezwykle obrazy, gdyż losy bohaterów u pani Moore to dzieje niezwykle plastyczne.
Podsumowując, „Okręt przeklętych” to dobrze pomyślana powieść przygodowa, dostarczająca rozrywki na odpowiednim poziomie i potrafiąca zaciekawić. Prócz tego, serwująca czytelnikowi pewną wiedzę z zakresu żeglugi morskiej. Wszak autorka sama jest pasjonatką tematu i dzięki temu jej opisy nie ograniczają się do: statek piratów, stał za sterem, wszedł na pokład. Myślę, że zarówno fani przygody jak i zagadek oraz morskich wypraw będą usatysfakcjonowani powieścią Viviane Moore.
Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Viviane Moore, Okręt przeklętych, Wydawnictwo W.A.B. 2012, s. 336.
Zatem przygodę czas zacząć! Znajdujemy się w XII wieku na Morzu Śródziemnym u wybrzeży Hiszpanii. Podróż okrętu, na którym płyną Hugo z Tarsu i jego podopieczny Tankred powoli dobiega końca. Jednak w drodze do celu przyjdzie im pokonać jeszcze niejedną przeszkodę. Straszliwy sztorm uszkodzi statek, a nim morze na dobre ucichnie, zaatakują ich piraci. Po stoczeniu krwawej bitwy ocalała część załogi wyruszy na poszukiwanie bezpiecznej przystani. I tak Hugo i Tankred trafią na wyspę zamieszkałą przez zakonników. Lecz klasztor miast dać im schronienie, okaże się być straszliwą pułapką… Dziwnie zachowujący się Cystersi twierdzą, że po wyspie krąży „głos, który zabija”. W okolicy pojawiają się świeże groby. A o tym, co ważne obłąkańczo przerażeni braciszkowie milczą jak zaklęci…
Więcej zdradzić nie mogę. Wszystkie mroczne tajemnice wyjdą na jaw w toku lektury. Dodam tylko, że w książce dodatkowo znajdziemy takie smaczki jak: skarb króla Sycylii, przerażającego Diabła z Seudre oraz piękną pasażerkę Eleonorę. I choć „Okręt przeklętych” to trzecia część cyklu Rycerze Sycylii, na którą złożyły się dotąd: "Ludzie wiatru" i "Dzicy wojownicy", to spokojnie można ją czytać jako oddzielną lekturę.
Jest to książka z rodzaju tych, które połyka się niepostrzeżenie. To znaczy – czyta się bardzo szybko. A przy tym w myślach tworzą się niezwykle obrazy, gdyż losy bohaterów u pani Moore to dzieje niezwykle plastyczne.
Podsumowując, „Okręt przeklętych” to dobrze pomyślana powieść przygodowa, dostarczająca rozrywki na odpowiednim poziomie i potrafiąca zaciekawić. Prócz tego, serwująca czytelnikowi pewną wiedzę z zakresu żeglugi morskiej. Wszak autorka sama jest pasjonatką tematu i dzięki temu jej opisy nie ograniczają się do: statek piratów, stał za sterem, wszedł na pokład. Myślę, że zarówno fani przygody jak i zagadek oraz morskich wypraw będą usatysfakcjonowani powieścią Viviane Moore.
Moja ocena: 4/6
Dane o książce: Viviane Moore, Okręt przeklętych, Wydawnictwo W.A.B. 2012, s. 336.
3 paź 2012
„27, czyli śmierć tworzy artystę”

Z mroku niejasności wyłania się postać temperamentnej Angie. Istoty młodej, zagubionej, o niesprecyzowanych celach życiowych. Ów niewiasta dochodzi do wniosku, że chce być zapamięta przez świat. Postanawia więc napisać epokowe dzieło, umrzeć i dołączyć do „Klubu 27”(artystów zmarłych w wieku 27 lat). Na realizację planu ma niewiele czasu, wszak zbliżają się jej urodziny… W poszukiwaniu bezzwłocznego natchnienia zawędruje do Finlandii, gdzie zamieszka obok żyjącej ekologicznie rodziny. Nietuzinkowe zachowanie Angie w zetknięciu z chaotycznym żywotem jej sąsiadów poruszy lawinę nieoczekiwanych wydarzeń… A wszystko to zrelacjonuje nam (oprócz głównej bohaterki): miluśki Pan Prosiaczek, nieprzebierająca w słowach Kasandra i samochód Astra. I będą to diametralnie różne punkty widzenia danej sprawy, a jednak wzajemnie się uzupełniające.
Niewątpliwie pomysł na poprowadzenie tak różnorodnej narracji zasługuje na pochwałę. To się autorce w dużym stopniu udało. Zaskoczyła i zaciekawiła czytelnika. Choć nie wszyscy narratorzy wzbudzają sympatię w równym stopniu. Astra momentami irytuje z ciągłym powtarzaniem: „Osoba, która prowadzi”, „Osoba, która siedzi na miejscu pasażera”, Angie czasami sypie inwektywami jak z rękawa, a Kasandra zbyt długo pozostaje osnuta mgłą tajemnicy. Zaś do Pana Prosiaczka przyczepić się nie można. Jest miły, zawsze się z czytelnikiem wita, dla przykładu: ” Hejka pejka, koledzy”, „Hejciu psiejciu, przyjaciele”. Po za tym wnosi powiew delikatności i swoistego rodzaju oddechu od mocnych treści lektury.
Mówiąc już całkiem poważnie, Salmela sprawdziła się w roli debiutującej pisarki. Powieść jej autorstwa ma swoje mocne strony. Po pierwsze: rozmaitość środków literackich, po drugie: ostre acz przedstawione ze smakiem sceny z życia bohaterów, po trzecie: wielość narratorów i po czwarte: satyryczny wydźwięk treści o charakterze tragicznym. Nie będę ukrywać, że małe co nieco może w książce irytować, że rozwiązanie niektórych wątków nie jest zadowalające i że mnogość przekleństw w pewnych momentach razi. Ale wiele tych negatywnych stron niweluje nowatorska forma i wciągająca treść.
„27, czyli śmierć tworzy artystę” ma w sobie coś dziwnego, innego, interesującego, jednym słowem COŚ, co warto poznać.
●♦♥●○☼♣◄▼☺♦♥♥♠◦◦◦○●☼☻♠♥♦☺○●►♣▼♦♠☼☼◦♦
Dane o książce: Alexandra Salmela, 27, czyli śmierć tworzy artystę, Wydawnictwo W.A.B., s. 368.
Subskrybuj:
Posty (Atom)