Do przeczytania nowej książki Marty Kisiel zachęciła mnie
lektura jej „Dożywocia” (debiutanckiej powieści). Opowieści o Lichotce i jej
niecodziennych mieszkańcach były zgrabnie opisane, ciekawe i wciągające. Ba,
nawet zabawne. I tak oto mile połechtana stylem autorki, sięgnęłam czym prędzej
po jej kolejną publikację. „Nomen omen”.
W książce tej czekała na mnie Salomea Przygoda i jej
zwariowana rodzina. Ów młoda niewiasta, chcąc rozpocząć samodzielne życie,
wyprowadza się z rodzinnego domu do zrujnowanej piętrowej willi rodem z filmów
grozy. Jej nowymi towarzyszkami codziennych dni stają się trzy zbzikowane
siostry w podeszłym wieku i papuga – fantazyjni domownicy wrocławskiego
domostwa. Któregoś pięknego dnia do tej gromadki dołącza jeszcze brat Salki,
niejaki Niedaś, który miesza jeszcze bardziej w tej i tak już barwnej
rzeczywistości.
I miało być tak pięknie… Miało być zabawnie, osobliwie i
tekst miał porywać. Na to liczyłam sięgając po „Nomen omen” i z żalem muszę
stwierdzić, że ani razu się nie uśmiechnęłam w trakcie lektury. Częściej za to
miałam zdziwiony i dość znudzony wyraz twarzy. Wielość wątków zaproponowanych
przez autorkę nudziła i wprowadzał jedynie niepotrzebny zamęt. Dodatkowo te
liczne niemieckie i łacińskie wtrącenia, sentencje, młodzieżowy styl, slang,
którego używają niemalże wszyscy bohaterowie, czy to młodzi, czy dość wiekowi.
W moim odczuciu również sposób prowadzenia akcji był nonsensowny i można by
odnieść wrażenie, że opisywane wydarzenia zmierzały donikąd. Czytałam i
czytałam, a tekst był dla mnie coraz odleglejszy. Nie udało mi się wciągnąć w
wykreowany przez autorkę świat. Raczej nieustannie mnie on zdumiewał aniżeli
interesował.
Książkę tę polecam czytelnikom lubiącym pewną dozę absurdu i
dość specyficzny żart. Ci, którzy szukają w lekturze emocji i głębi, tutaj tego
raczej się nie doszukają…
Dane o książce: Kisiel Marta, Nomen omen,
Uroboros 2014, s. 420.
U mnie na półce leży ,,Dożywocie' tej autorki. Jeszcze go nie czytałam, więc najpierw muszę zabrać się z tę lekturę, a potem ewentualnie pomyśle o „Nomen omen”.
OdpowiedzUsuńDużo słyszałam dobrego o tej książce i muszę ją przeczytać. Koniecznie.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Dożywocie" więc zapewne sięgnę też po najnowszą książkę M.Kisiel.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie rozczaruję :)
A dla mnie było emocjonalnie, bo nieźle się ubawiłam. Nie wiem, jak można to czytać i się nudzić :D. Ale ja ostatnio się nudzę na wielu innych książkach, także ;). Btw, nudzę się na "Charlotte Hansen". Utknęłam w połowie i wcale nie mam ochoty do niej wracać...
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam tej książki do końca, stwierdziłam, że to nie ma sensu... Kompletnie "zagubiłam się" w opisywanych wydarzeniach. "Dożywocie" zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu.
OdpowiedzUsuńJa jestem fanką tej i poprzedniej powieści autorki :D
OdpowiedzUsuńTrochę ostudziłaś mój zapał. Spodziewałam się jednak czegoś lepszego.
OdpowiedzUsuńSłyszałam strasznie dużo dobrych rzeczy o Marcie Kisiel. To tylko kwestia czasu kiedy sięgnę po Dożywocie.
OdpowiedzUsuń