False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

25 gru 2013

ZIMOWY CZAS



Brak śnieżnego krajobrazu i lawinę zajęć oddalający mnie od małych przyjemności dnia codziennego, rekompensuję sobie dobrą lekturą. Gdzieś na półce czeka „Dziecko śniegu” Eowyn Ivey, a parę dni temu skończyłam czytać „Charlotte Isabel Hansen”(autor: Tore Renberg). Druga z wymienionych książek, to był po trochę taki mój symboliczny powrót do Norwegii. Będąc w sierpniu na wakacyjnym wyjeździe właśnie w tym kraju, zachwyciłam się nim do tego stopnia, że w mniejszym, bądź większym stopniu norweska aura towarzyszy mi po dziś dzień. I wiele z tej aury odnalazłam w opowieści, w której Jarle Klepp gra pierwsze skrzypce. Dopóki na jego drodze nie pojawi się siedmioletnia jasnowłosa osóbka…

Jarle Klepp to student literaturoznawstwa na berneńskim uniwersytecie. Prowadzi dość swobodne i bezproblemowe życie. Za dnia pisze pracę magisterską, a wieczorami imprezuje ze swoimi uczelnianymi znajomymi. Prowadząc filozoficzne dysputy przy wtórze alkoholu. Nie stroni też od uciech cielesnych. Pozostaje w luźnym erotycznym ‘związku’ z bogatą i urodziwą doktorantką Herdis Snartemo. Cały ten tryb zostaje pewnego dnia zaburzony… Jarle zostaje wezwany przez policję do testu na potwierdzenie ojcostwa. Wynik jest pozytywny. Okazuje się, że siedem lat wstecz, na zakrapianej imprezie (w czasach licealnych) dał początek nowemu życiu… Charlotte Isabel Hansen – tak ma na imię jego siedmioletnia córka. Dziewczynka zostaje wysłana przez matkę pod opieką ojca. I od tego momentu wiele się zmieni w studenckim życiu Jarle’a…

Jest 6 września 1997- pogrzeb księżnej Diany. Tak rozpocznie się znajomość ojca – w ogóle nie przygotowanego do tej roli i jego żywiołowej córki. Córki, która na przemian chce oglądać transmitowany w telewizji pogrzeb księżnej i tańczyć do przeboju zespołu Aqua Barbie Girl” - czym wprowadzi swojego nowego tatę w osłupienie. A jeśli do tego doda się specjalną pastę do smarowania kanapek, Spice Girls i modne wówczas tamagotchi (elektroniczna zabawka) to przyznać trzeba, że Jarle Klepp nie będzie miał łatwego zadania. 

Książka ta wymalowana jest dość ostrymi barwami. Nie brakuje w niej wulgaryzmów, ostrych uwag, czy fizyczności. Ale obok tego namalowano też wiele ciepła i takiej prawdy życia, dziecięcego spojrzenia na świat, poplątanych kolei ludzkiego losu. Jest więc barwnie. A najlepiej, że to wszystko dobrze ze sobą współgra, tworząc filozoficzno-obyczajową wciągającą całość.

Być może patrzyłam na tę publikację przez pryzmat oczarowania Norwegią w ogóle, dlatego też łatwiej było mi przebrnąć, przez długie (czasami zbędne) opisy autora. Może aż nazbyt filozoficzne, pokręcone, górnolotne. Niemniej jednak tekst następujący po ów opisach na nowo interesował i rekompensował chwilowy spadek zainteresowania.

Powieść tę mogę polecić fanom nieśpiesznie napisanych historii. Historii sentymentalnych, z wątkiem małej zagubionej w świecie dorosłych dziewczynki, wreszcie fanom historii zabawnych i odkrywczych. I co tu dużo ukrywać – miłośnikom stylu skandynawskiego – prostego i jednocześnie wielokolorowego w wyrazie.

*              *               *           *                       *        *        *    **                         *                  *                   *      *                  *              *                *        *                *     *         *                   *    *  *    *         *      *  *            *   *             *                *          *   *               *

Tak oto dobre lektury, choćby takie jak powyższa, umilają mi ten zimowy czas. Liczę, że w tej mroźnej części roku uda mi się nadrobić chociaż część czytelniczych zaległości. Na półkach w domowej biblioteczce czeka wiele wspaniałych tytułów. Będzie i trochę wolnego od pracy, więc może uda mi się zaszyć gdzieś w ciepłym fotelu, w domowym zaciszu, z książką w rękach. Oby. Czego sobie i Wam życzę w ten zimowy czas.


Wesołych Świąt Czytelnicy!