False memory-Dean Koontz

"Aby dotrzeć tam, dokąd nigdy nie dotrzemy, stać się takimi, jakimi nigdy nie będziemy."

29 mar 2013

"Rozmowy telefoniczne" – Roberto Bolaño // ŻYCZENIA WIELKANOCNE


Roberto Bolaño – chilijski poeta i prozaik to autor, który do czasu „Rozmów telefonicznych” był mi nieznany. I tak oto któregoś marcowego dnia wkroczyłam do świata powikłanych ludzkich spraw, czyli prościej rzecz ujmując – poznałam jego opowiadania. I przyznać muszę, że nie od razu zapałam sympatią do stylu, w jakim ów pisarz do mnie ‘przemawiał’, do tematów, jakie poruszał, do bohaterów, o których opowiadał. Trzeba mi było stoczyć małą bitwę z formą i treścią, by dać szansę bądź, co bądź uznanemu latynoamerykańskiemu pisarstwu.

Zbiór krótkich form prozatorskich w wykonaniu Bolaño potrafi zainteresować, ale nie zwala z nóg. Spotkałam się z opinią, iż „Rozmowy telefoniczne” to tom bardzo spójny i solidny, po trochu humorystyczny i refleksyjny. Znajdziemy w nim opowieści o dość zróżnicowanych ludzkich losach. Od literata, poprzez aktorkę porno, aż po rosyjską mafię. Wachlarz doboru postaci doprawdy może zadziwić. Niemniej jak koleje ich życia. W kilku opowiadaniach przewija się wątek kobiety fatalnej czy pisarza. Zwłaszcza ten drugi jest dość mocno zobrazowany. Można wręcz odnieść wrażenie, że samotność związana z procesem tworzenia – to temat bliski samemu autorowi. A zatem pojawia się w jego twórczości i element autobiograficzny. Choć zaznaczyć trzeba, że jego bohaterowie choć często szaleni, popadający w obłęd, bardziej jawią się jako zagubieni. Bolaño ma bowiem tendencje do przesady. W swoich utworach często ukazuje różne aspekty chilijskiej mentalności. Mieszając fikcję literacką z autentycznymi zdarzeniami.

Fani wartkiej akcji mogą czuć niedosyt. „Rozmowy telefoniczne” serwują mnogość pomysłów i nieprzewidywalność zakończeń, ale raczej z wolna, bez pośpiechu. Prowadzą czytelnika przez istny labirynt, w którym co rusz kogoś się spotyka. Jest i młody student, który prosi znaną aktorkę o autograf na „Upadku" Camusa. Jest i Andaluzyjczyk walczący  na froncie, którego ratuje przekleństwo „cono" zrozumiane jako „Kunst" (sztuka). Są i dwaj pisarze prześcigający się w konkursach literackich. Są upadłe gwiazdy filmów erotycznych. Są i policjanci rozmawiający niczym bohaterowie z „Pulp fiction”. W dwóch słowach – jest barwnie.

I cóż… Nie do końca udało mi się wpleść, wsiąknąć w przedstawiony przez autora krajobraz. Nić, która powinna łączyć mnie ze słowami z książki, co rusz pękała, plątała się i gdzieś gubiła… Rezultat był taki, że opowiadania szybko przemijały, a ja czytałam sobie dalej… Ewidentnie nie zaiskrzyło na linii Bolaño – ja, czytelniczka. Być może nie urzekł mnie ten gawędziarski wydźwięk jego opowieści. Albo po prostu nie jest to moja literacka bajka. Mimo wszystko zachęcam do poznania zbioru opowiadań i innych dzieł pana Bolaño. Gdyż wiele dobrego słychać o jego pisarstwie. A jak ów pisarstwo trafi na odpowiedni grunt (odpowiedniego czytelnika) z pewnością go uwiedzie.

Dane o książce: Roberto Bolaño, Rozmowy telefoniczne. Opowiadania, Muza 2013, s. 208.


************************
Życzę wszystkim czytelnikom zdrowych, ciepłych i radosnych Świąt Wielkanocnych! Choć za oknem niekoniecznie jest wiosennie, to z pewnością niejednemu z Was nie zabraknie wiosennego nastroju! A zatem raz jeszcze w e s o ł e g o!

17 mar 2013

ZŁOMIARZ ---> Paolo Bacigalupi

Czytelnicy i czytelniczki, zapraszam was w niezwykłą czytelniczą podróż. Na pokład słownego okrętu należy zabrać trochę czasu oraz wyobraźni, po czym jak najprędzej otworzyć książkę i przepaść, aż do ostatniego zdania.  

Zacznijmy jednak od początku. Na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej w pocie czoła pracują ekipy rozbierające wraki statków. Tatuowani i kolczykowani, przynależą do różnych grup. Nailer pracuje w lekkiej ekipie: wydobywa miedziane kable i inne drobne rzeczy. Zapłata ledwie starcza mu na przeżycie, a tego też nie ułatwia jego ojciec. Jadący na krysztale (narkotykach) i alkoholu bynajmniej nie wita syna z rozpostartymi ramionami. Ponurą codzienność zakłóca pewne zdarzenie… Młodzieniec wraz z przyjaciółką Pimą znajdują rozbity na skałach kliper. Jak się okazuje, jego wnętrze skrywa wiele skarbów. Jednak droga do ich zdobycia nie jest łatwa… Niemal w każdej kabinie znajdują się ciała ofiar morskiej katastrofy, które niczym wyrzuty sumienia utrudniają penetrację okrętu. Bogactwa tych ludzi to szansa na lepsze życie dla Nailera i jego towarzyszki, zatem mimo okoliczności, łupy pośpiesznie lądują w worku. Do czasu… W sypialni pod stertą narzut i połamanego łoża leży piękna czarnowłosa dziewczyna obwieszona złotem i diamentami. Jak się okazuje śmierć jej nie dosięgła, a to, czy jednak się tak nie stanie, zależeć będzie od decyzji Nailera…

Bacigalupi w bardzo wymowny sposób przedstawia kondycję jednostki, to jak szybko jej system wartości może ulec zmianie. Wszystko bowiem zależy od okoliczności w jakich ów jednostka się znajduje. Dlatego Nailer i inni bohaterowie „Złomiarza” nie raz zostaną poddani prawdziwej próbie. I tej natury moralnej i tej życiowej. Ich wybory z pewnością czasami zaskoczą czytelnika.

Nie da się ukryć, że Paolo Bacigalupi to bardzo ciekawy głos we współczesnej fantastyce. Zdobywca wielu nagród obecnej dekady, między innymi: Nebula, Hugo, Locusa, Campbella. Chwalony przez licznych twórców i krytyków. Terry Bisson (amerykański pisarz s-f i fantasy) powiedział o nim: „Nie cierpię go. Pojawia się znikąd, pisze jak szalony anioł, zgarnia nagrody i wytrąca nas, starych wyjadaczy, z równowagi opowieściami o czymś, co jeszcze nie przyszło nam do głowy. A do tego jest młody i przystojny. Dobrze, że chociaż nazwisko ma nie do wymówienia.” Z kolei Robert J. Sawyer (autor powieści "Futurospekcja") zapewnia, że : „Przy lekturze Złomiarza pospadają wam kapcie!”. Ja powiem skromnie, iż Bacigalupi pisze tak, że człowieka wciska w fotel! Naprawdę ma talent do snucia niebywałych historii. 

Jego "Złomiarz" to przykład dystopii (utwór przedstawiający czarną wizję przyszłości). Globalne ocieplenie spowodowało wzrost poziomu mórz, przez co część miast została zalana. Społeczeństwo jest zmuszone do ciągłej zmiany granic i walki o przetrwanie. Rząd uległ rozpadowi, a świat składa się z ekonomicznych klanów (np. Lalusie, Żniwiarze). Ludziom służą Półludzie -genetycznie zmodyfikowane kreatury (o żółtych psich oczach i ostrych zębach). Półludzie to w zasadzie jeden z najbardziej fantastycznych elementów powieści. Reszta to niezwykle autentyczna fikcja.

Cóż można więcej dodać… „Złomiarza” się nie czytało, jego się chłonęło, on przewiercał się gdzieś do głębi i wciągał w wykreowaną rzeczywistość, tworząc ją na moment zupełnie realną. Coś niesamowitego! Dawno żadna lektura nie wywołała we mnie tylu emocji i niekontrolowanych odruchów (np. kurczowe ściskanie torby w autobusie). Przez kilka godzin „Złomiarz” przesłonił wszystko dookoła, serwując porywającą wyprawę w mroczny i barwny świat przyszłości.

Nie poznać takiej książki to niepowetowana strata!

Moja ocena: 6/6
Dane o książce: Paolo Bacigalupi, Złomiarz, Wydawnictwo Mag, 2013, s. 286.

11 mar 2013

"Jonathan Strange i pan Norrell" - Susanna Clarke

"Jonathan Strange i pan Norrell" to jedna z tych nielicznych powieści, w których ilość zadrukowanych stron nie przeraża. A to dlatego, że za ilością podąża jakość, nastrojowość, niebanalna fabuła i intrygujący bohaterowie. Pani Clarke napisała powieść w naprawdę dobrym stylu. Jest w nim i coś z trafności spostrzeżeń Jane Austin i coś z Dickensowskiej narracji, a to wszystko razem wymieszane stworzyło własną jakość. Chciałoby się podążyć, za zdaniem z książki: „Szkoda, że nie potrafię Wam opowiedzieć jak należy o wspaniałościach tej krainy! O jej wielkości i zawiłościach!” i przedłożyć to nad ocenę tej publikacji. Gdyż po trochę jest tak, że trudno ubrać w słowa opis i wrażenia z lektury tak złożonej, magicznej, barwnej i niesamowitej jak ta!

Spróbować wszakże nie zaszkodzi… A zatem, by przybliżyć Wam nieco historię pana Norrella i Jonathana Strange, dwóch jakże odmiennych magików, zdałoby się przenieść do Anglii początku XIX wieku. Tam też rzeczony pan Norrell daje popis swoich magicznych umiejętności – ożywia rzeźby i posągi w katedrze w Yorku, sam pozostając w swoim domostwie. Wydarzenie to sprawia, że Anglia staje się na powrót miejscem czerpiącym z dobrodziejstw tajemnej sztuki. Gdy zaś do akcji wkracza Jonathan Strange czary docierają nawet pod Waterloo, czy do malowniczej Wenecji.

Autorka umiejętnie łączy ze sobą fikcję z historią. W jej powieści spotkamy zatem kilka znanych postaci – Napoleona Bonaparte, króla Jerzego III i jego potomstwo, czy choćby lorda Byrona. Wiele opisanych przez nią miejsc jest autentycznych (istnieją po dziś dzień). I tak świat jak najbardziej realny niepostrzeżenie zamienia się w magiczną krainę…

Kraina Faerie pełna jest mroku i smutku. Spotkać w niej można elfkę w czarnym welonie, która pachnie cmentarzem, ziemią i kostnicą oraz dżentelmena o włosach jak puch ostu, który także do najsympatyczniejszych nie należy… A do tego wszędzie pełno dość osobliwych drzew i martwych istot, tajemniczych zwierciadeł i złowieszczych kruków. Na dokładkę dochodzi jeszcze deszcz i przeraźliwy dźwięk dzwonów. Więcej lepiej nie zdradzę, co by nikogo nie przerazić. Każdy osobiście musi się przekonać o blaskach i cieniach tejże krainy.

Warto jeszcze wspomnieć o przypisach, których w książce nie brakuje. A znajdziemy w nich nie tylko wyjaśnienia dotyczące treści, zaklęć, czy dawnych magów, ale i wiele ciekawych legend. Jak choćby tą o magicznym pierścieniu, który dostał się w niepowołane ręce i wyrządził wiele złego.

Powieść Clarke określiłabym mianem kufra rozmaitości, w którym co rusz natrafia się na coś niezwykłego. Książka, niepozbawiona satyry, dowcipu, w mig zamienia się w mroczną, bądź bajkową. Ta lektura to kawał dobrego wiktoriańskiego fantasy, który chwyta się garściami. A na koniec woła o więcej, bo w tym przypadku osiemset stron to stanowczo za mało!

Dane o książce: Susanna Clarke, Jonathan Strange i pan Norrell, Wydawnictwo MAG 2013, s. 805.